Sprawa wyszła na jaw pod koniec 2016 roku. To wtedy właśnie, 47-letni dziś Karasiewicz, miał nie wytrzymać warunków, jakie panowały w gospodarstwie H. w Annowie pod Łabiszynem, i próbował odebrać sobie życie.
Bili, poniżali
Wojciech i Maria H., a także ich syn Patryk H., werbowali do pracy ludzi poznanych na placu Piastowskim w Bydgoszczy.
W ostatnich latach w ich gospodarstwie znalazło zatrudnienie pięciu mężczyzn. Oprócz Waldemara (na zdjęciu), byli to także Sławomir P., Piotr K., Andrzej S. i Grzegorz M. Wszyscy mieli wówczas problem z alkoholem, byli bez szans nawet na schronisko dla bezdomnych.
Rodzina H. obiecywała natomiast dach nad głową i jedzenie w zamian za pracę.
Jak twierdzi Karasiewicz, gospodarze zgotowali im tam piekło.
- Bili kijem, prętem, przypalali papierosami. Zmuszali do pracy ponad siły - usłyszeliśmy tuż po ujawnieniu sprawy.
Rolnicy wyznaczyli mężczyznom jedno łóżko w kotłowni. Dodatkowo syn - Patryk H. - pod pozorem pożyczki zabierał Waldemarowi co miesiąc 500 zł z renty. Groził też pozbawieniem życia.
Obóz pracy, handel ludźmi - to tylko niektóre z określeń opisujących tragedię w Annowie. "Te czyny zagrożone są do 12 lat więzienia" - wyrokowano.
Ile dostali?
Rozprawa ruszyła w 2017 roku. 17 kwietnia br. w szubińskim sądzie zapadł wyrok. Na miejscu nie było jednak oskarżonych, a tylko jeden z ich obrońców. No i pokrzywdzony Waldemar Karasiewicz.
Wojciech H. i Patryk H. uznani zostali za winnych tego, że nie zapewnili godnych warunków bytowych i życiowych swoim pracownikom, traktowali ich poniżająco, wyzywali, bili po głowie, twarzy, znęcali się, nakazali spać w ciasnej kotłowni.
Sąd wymierzył im karę roku pozbawienia wolności.
Dodatkowo zasądził zadośćuczynienie pieniężne dla byłych pracowników w kwotach od 500 do 1500 złotych.
Marię H. uniewinniono.
Wojciech H. odsiedział już karę w areszcie. Syn Patryk za kratki jeszcze wróci. (Patryk H. dostał karę 1 roku łącznie: winny z art. 207 KK za znęcanie - 1 rok oraz winny z art. 263 KK za posiadanie broni palnej bez zezwolenia - 6 m-cy)
- Zarzuty postawione oskarżonym były przesadzone - uważa sędzia Jacek Tadych. - Że "praca była ponad siły" - to przesada. Że jedzenie to pomyje? A co jedli na ulicy? Czy chleb z pasztetówką albo mielonką to nie jest jedzenie? Nie jest prawdą, że ci mężczyźni nie mogli opuścić gospodarstwa. Źle się tam działo, ale nie aż tak, jak to było opisane w zarzutach oskarżyciela publicznego.
Wyrok jest nieprawomocny.
Edmund Dobecki, obrońca Patryka H.: - Chcieliśmy uniewinnienia.
Po wyroku w Szubinie Waldemar Karasiewicz wrócił do nowego lokum pod Koronowem. - Mam rentę socjalną, pracę. Też w gospodarstwie. Czy jestem zadowolony? Teraz tak. Krzywda mi się nie dzieje.
