Tegoroczny Przystanek Woodstock cieszył się rekordową frekwencją - gościło na nim około 700 tys. osób i 120 tys. aut. Niestety jak okazało się po jego zakończeniu, zarówno organizatorzy jak i polskie koleje były nieprzygotowane na taką rzeszę ludzi.
Mordęga podróżnych zaczynała się już na dworcu w Kostrzynie. Jego budynek i perony były kompletnie przepełnione. Osobom nie posiadającym biletów ciężko było liczyć na ich kupno - kolejki do kas były ogromne. Praktycznie każdy pociąg tego dnia kursujący przez Kostrzyn był opóźniony i przeładowany. Wyjątkiem od tej reguły były jedynie pociągi kursujące do Berlina.
Część osób podróżujących do Bydgoszczy zdecydowało się jechać m.in. z przesiadką w Krzyżu w Wielkopolsce. Dla wielu z nich stacja ta stała się niemal końcową. Dla około 500 oczekujących osób podstawiono pociąg. Niestety zmieściło się w nim zaledwie stu podróżnych. Kilkuset woodstockowiczów zostało zmuszonych do koczowania na dworcu. Wielu zaczęło godzić się z perspektywą spędzenia tam nocy. Rozstawiano namioty na peronach, niektórzy ze śpiworami zasypiali na torach.
Przeczytaj również: Bydgoszczanie nie mogą wrócić z Woodstocku?
Późniejszy pociąg relacji Kostrzyn - Bydgoszcz, planowo mający odjechać o 17:52, jeszcze przed swoim odjazdem miał opóźnienie około 120 minut. Spóźnione tego dnia były zresztą niemal wszystkie pociągi, nie tylko te wiozące woodstockowiczów, ale także regularne połączenia. Poza wracającymi z festiwalu na dworcach nie brakowało sfrustrowanych podróżnych, którzy nie mieli z nim nic wspólnego. Byli tym bardziej zdegustowani, że musieli patrzeć na woodstockowiczów oddających mocz na peronach czy na rosnącą w oczach górę śmieci, głównie butelek i puszek po piwie.
Czytaj więcej: 17. Przystanek Woodstock dobiegł końca
Przedstawiciele kolei przed festiwalem zapowiadali wzmożone kontrole biletów. Składy miały być kontrolowane nawet przez kilkudziesięciu konduktorów. Nie wykluczano kontroli z udziałem policji. W przepełnionych pociągach duża część osób podróżowała jednak bez biletów. - Jadąc z Bydgoszczy do Kostrzyna z kilkoma przesiadkami napotkałem na jedną kontrolę. - relacjonował Maciej - Policji szczerze powiedziawszy ani śladu na dworcach.
Część osób zdawała się być już kompletnie zdezorientowana i zdesperowana - chcąc dojechać do Bydgoszczy decydowali się np. wsiadać do pociągu jadącego do Zakopanego. - Zapewne stwierdzili że wolą jechać już gdziekolwiek niż siedzieć tu bezczynnie - komentował jeden z woodstockowiczów.
Podróż do domu dla wielu młodych ludzi zdawała się nie mieć końca. Z pola woodstockowego wyszliśmy około 8 rano, w domu znalazłem się o 8 następnego dnia - relacjonuje Miłosz z Nakła n. Notecią - Nie ma to jak pokonywanie 250 km. w 24 godziny.
Podobne problemy mieli także jadący w inne części polski. Prawdopodobny rekordzista tego dnia dotarł do domu po 11 przesiadkach.
Już za niecały rok w naszym kraju odbywać się będą Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Tysiące kibiców z pewnością również podróżować będą koleją.