- Żołnierskie życie, dziś tu jutro tam.
- W pewnym sensie. W Brodnicy byłem przez dwanaście lat. Wymownym tego dowodem, niejako licznikiem, jest mój młodszy syn. Urodził się dwa tygodnie przed przyjazdem do Brodnicy.
- Kiedy dowiedział się pan o tej istotnej zmianie?
- Już pod koniec czerwca nadeszła decyzja ministra obrony narodowej o nowym etapie służby w szefostwie obrony przed bronią masowego rażenia w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Przychodzi mi wykonać to zadanie. Praktycznie od początku lipca przestałem dowodzić jednostką, pracuję już w Warszawie, a przez lipiec przekazywałem dowodzenie nowemu dowódcy.
- Skąd wojsko, zawód żołnierza?łopięce marzenia, zabawy, tradycje rodzinne?
- Myślę, że męska, autonomiczna decyzja. Z dnia na dzień. Moi rodzice są nauczycielami, tradycji zawodu żołnierskiego nie było. Nawet z nimi nie konsultowałem. Mieszkałem w Kluczborku, kończyłem liceum o profilu biologiczno-chemicznym, złożyłem papiery do Krakowa, do Wyższej Szkoły Wojsk Chemicznych. Nie popełniłem błędu, polubiłem wojsko od początku.
- Został pan oficerem w Układzie Warszawskim, dziś jest pan oficerem w NATO...
- Jest armia. Większość oficerów interesowało co będą w niej robić, jak realizować zadania szkoleniowe. Żołnierz jest żołnierzem.
- Nie przeszkadzały panu w życiu częste przeprowadzki?
- Każdy żołnierz zawodowy musi liczyć się z tym, że będzie służył w różnych garnizonach. Oficer, który chce się rozwijać, musi być w swoim czasie w różnych miejscach. Gromadzić wiedzę i z niej korzystać. Poznawać specyfikę różnych jednostek. Ja swoje zawodowe życie zaczynałem w jednostce zmechanizowanej w Braniewie. Pięć lat, dobra szkoła życia. Ciężko pracowałem, ale dopiero tam, tak naprawdę, stałem się oficerem. Potem była Akademia Obrony Narodowej, potem praktyka typowo sztabowa w Pomorskim Okręgu Wojskowym, w szefostwie wojsk chemicznych.
- W różnych miejscach człowiek zdobywa wiedzę wojskową, czyli dziś w Hiszpanii, Francji, w Niemczech, Słowenii.
- Uczestnictwo w strukturach NATO, stwarza możliwości takiej służby. Po prostu nieocenione. Ale nie jest to zwiedzanie świata, tylko służba, na poligonie, w jednostkach, instytucjach wojskowych. Oficer nabiera doświadczenia, konfrontuje swoje umiejętności starając się potem wprowadzić je w życie.
- Brodnica?
- Będę ją bardzo mile wspominał. Nie tylko wojskowych, podwładnych, żołnierzy. Miałem bardzo dobre stosunki z władzami samorządowymi, z mieszkańcami. Byłem jednym z nich, brodniczaninem. I to mnie napawa dumą. Sentyment do jednostki pozostaje na zawsze, szczególnie do jednostki, którą się dowodziło
- Był pan dowódcą jednostki w momencie niezwykle trudnym, gdy trzeba było przygotować żołnierzy do wyprawy do Iraku. Szedł pan za trumną dwóch żołnierzy brodnickich poległych w Iraku. Jeden z nich służył w pańskiej jednostce.
- Nie był to łatwy okres, ostatnich czterech lat. Nie były to zwyczajne momenty. Było wiele sukcesów, dzięki zaangażowaniu kadry oficerskiej, żołnierzy. Były i chwile smutne. Przeżyłem śmierć każdego żołnierza. Człowiek zawsze się zastanawia, po takich zdarzenia, czy właściwie przygotowuje żołnierzy do takich misji, operacji wojskowych, jak w Iraku. Czy zrobił wszystko, by zachować ich bezpieczeństwo. Wierzę, że ich śmierć nie poszła na marne.