
Nic nie zapowiadało, że dwa bezdomne siberian husky zaznają tyle cierpienia i głodu od osoby, która postanowiła zaadoptować je ze schroniska. Wiele wskazywało na to, że u nowej pani będą szczęśliwe. Niestety, po kilku miesiącach trzeba było je ratować z pomocą policji.
- Pani Aleksandra z Torunia zgłosiła się do nas na początku ubiegłego roku - wspomina Małgorzata Lissewska ze Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom SOS Husky z siedzibą w Sosnowcu. - Jak zwykle w takich okolicznościach przeprowadziliśmy całą procedurę. Musiała wypełnić obszerną ankietę, a przed adopcją sprawdziliśmy warunki, w jakich będą przebywały psy. Nie było zastrzeżeń. W kwietniu postanowiła zaadoptować następnego, niewidomego husky. Również nie było przeciwwskazań, tym bardziej, że co pewien czas kontrolujemy zwierzęta. Jeden z psów miał nawet lekką nadwagę.
Do połowy roku wszystko było w porządku. Później właścicielka przestała odpowiadać na telefony i maile. Okazało się, że przeprowadziła się z Torunia do Brzezia pod Włocławkiem.
Czytaj: Pies był zamknięty na balkonie w Toruniu. Niewykluczone, że od kilku dni
- Dwa tygodnie temu, po licznych próbach kontaktu z naszej strony, udaliśmy się na kolejną wizytę poadopcyjną - podkreśla pani Małgorzata. - Nadal nie odbierała naszych telefonów. W drzwiach zostawiliśmy więc kartkę z prośbą o kontakt. Nie oddzwoniła. Kilka dni temu ponownie tam pojechaliśmy. Była w domu, ale nie otworzyła drzwi. Po dwóch godzinach wezwaliśmy policję. Dopiero wtedy mogliśmy wejść.
Interwencję potwierdza Henryk Marczewski, aspirant sztabowy, kierownik posterunku w Brześciu Kujawskim. - Nie musieliśmy podejmować żadnych działań, po prostu asystowaliśmy podczas rozmów i przy przekazywaniu psów.
Po wejściu na teren posesji członkowie stowarzyszenia zobaczyli stare, nie ocieplone pomieszczenie, w którym przebywały husky. Owczarek niemiecki i suczka mieszaniec, która niedawno miała szczenięta, mieszkały w przedsionku domu. Psy nie miały dostępu do świeżej wody i jedzenia.
- Nie mogliśmy uwierzyć, że kobieta głodziła psy, które jeszcze w maju były w świetnej kondycji - podkreśla Małgorzata Lissewska. - Pani Aleksandra ciągle zmieniała tłumaczenia, obciążała inne osoby, żeby tylko z siebie zrzucić winę za tak fatalny stan zdrowia psów.
Interwencja trwała pięć godzin. Właścicielka godziła się na oddanie dwóch husky, ale działacze Stowarzyszenia nie pozwolili na zatrzymanie owczarka i kundelka. W końcu wszystkie zawieźli do weterynarza, który stwierdził, że psy są bardzo wychudzone, poranione i zapchlone , a jeden ma poważną, dermatologiczną chorobę.
Czytaj: Bestialstwo! Psiak wyrzucony do rowu w worku po ziemniakach!
Trzy zwierzęta trafiły pod opiekę SOS Husky i przebywają w domach tymczasowych, a jeden jest przekazany do włocławskiego Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Wszystkie czekają na nowych, tym razem kochających właścicieli, dla których nie będą jedynie zachcianką na krótki czas.
