Trwał festyn na rozpoczęcie wakacji, nastała noc z 25 na 26 czerwca 2022 roku w gminie Kijewo Królewskie (powiat chełmiński). Ten początek źle się zakończył dla dwóch suczek, owczarków niemieckich długowłosych.
Od małego trzymały się razem. Nie były psimi siostrami. Dzieliło je kilka tygodni. Obie miały po dwa lata.
- Nasze Bella, czyli ta większa, i Meggi, mniejsza, akurat bawiły się na podwórzu. Teren mamy ogrodzony. One jednak się wymknęły. Spłoszył je hałas, dobiegający ze wspomnianej imprezy albo ruszyły za zwierzyną leśną - przypuszczają pani Ewa i pan Arkadiusz, właściciele psów. - Obstawiamy, że za lisem. Dwa dni wcześniej wyniósł kurę i kaczkę. To był pierwszy wypad naszych dziewczyn.
- Obie miały czipy, ale nie dało rady ich zlokalizować. Ile myśmy się ich naszukali! Chodziliśmy po ulicach. Penetrowaliśmy lasy. Sprawdzaliśmy pola i zarośla. Znajomych i nieznajomych pytaliśmy. Na Facebooka wstawialiśmy też posty ze zdjęciami naszych zaginionych dziewczyn. Odzew był spory. Ludzie dzwonili albo pisali, że widzieli dwa owczarki i że to chyba nasze psice. Okazywało się na miejscu, że to nie Bella i Meggi.
Pies na polu
Pierwsza sunia wróciła trzy tygodnie później.
Pani Ewa: - Stała na polu w Nawrze za torami. Cały dzień. Zaobserwował to pobliski mieszkaniec. Wracał z urodzin i widział, że pies siedzi. Wysłał wnuka i dali jej dom. Ci państwo byli przekonani, że ktoś jechał na wakacje i wyrzucił psa, bo sunia była zdezorientowana, stała w jednym miejscu. Po trzech tygodniach przyjechała krewna i opowiedzieli jej o suczce. Ta dziewczyna odnalazła ogłoszenie o naszych poszukiwaniach. Chłopak zadzwonił do nas. U tych państwa miała dobrze. Najedzona, wyczesana. Pojechaliśmy. Rozpoznaliśmy Bellę, a ona, szczęśliwa, rozpoznała nas.
O Meggi nikt nic nie słyszał. - One chyba rozdzieliły się na tych torach. Może jechał pociąg, jedna przeszła, druga poszła dalej. Kolejne ogłoszenia i przeszukiwania terenów nie przyniosły skutku - opowiada pani Ewa. - Przypuszczaliśmy, że ktoś z daleka zabrał Meggi i wywiózł albo ktoś z naszej okolicy, ale przetrzymuje ją w klatce bądź na łańcuchu. Inaczej wróciłaby do domu. Minęło niemal 2,5 roku. Prawie pogodziliśmy się z odejściem Meggi. Mówię prawie, bo przecież nadzieja umiera ostatnia.
Późną jesienią 2024 roku mieszkanka Pigży w gminie Łubianka, w powiecie toruńskim, znalazła owczarka i nim się zaopiekowała. Jednocześnie szukała właściciela na grupach miłośników zwierząt. Bez skutku.
Rodzina z Mazur
Kolejna pani opublikowała na lokalnej grupie facebookowej komunikat o psie. Oto fragment: "Przybłąkała się suczka parę dni temu. Usłuchana, cicha, dogaduje się z naszym pieskiem. Brak obroży, jakichkolwiek danych do właścicieli. Posty wrzucane o przybłędzie, lecz brak odzewu. Czy któryś z grupowiczów może by przygarnął psinkę? Schronisko będzie ostatecznym wyjściem. My, niestety, nie możemy jej zostawić".
Do pani, która tymczasowo zabezpieczyła czworonożną uciekinierkę, zgłosiła się rodzina z Mazur. Wzięła długowłosą suczkę do siebie. Dzieci od razu ją pokochały. Nowa rodzina psa pojechała z nim do weterynarza na kontrolne badania. Lekarz zobaczył, że psica ma czipa. Widniała na nim jedynie informacja z imieniem: Meggi. Było tuż przed gwiazdką 2024.
- To była nasza Meggi - wskazuje pani Ewa. - Dzięki kontaktowi z Facebooka dowiedzieliśmy się o niej. Był 23 grudzień. Tego dnia, już późnym wieczorem, ruszyliśmy na Mazury. Do domu, w którym od niedawna mieszkała nasza psica. Nowa rodzina nazwała ją Plamka. Poznała nas tak samo, jak my ją. Nie widzieliśmy się 2,5 roku, bez dwóch dni. Dzieci państwa z Mazur popłakiwały, ale rozumiały sytuację. Wróciliśmy do naszego domu już we trójkę.
Bella i Meggi (już nie Plamka) skakały z radości i biegały po domu i ogrodzonym terenie. - Meggi pamiętała i nas, domowników, i dom - przyznaje pan Arek. - Znała ścieżki i znowu odwiedzała wszystkie miejsca, do jakich chętnie zaglądała przez zniknięciem. Bella nie odstępowała jej na krok.
Zaufać człowiekowi
Pani Ewa kontynuuje: - Prawdopodobnie sprawdził się nasz scenariusz o przetrzymywaniu psa. Meggi jednak jakoś się wydostała. Była też bita albo uderzona. Ewentualnie o coś się uderzyła. Być może coś na nią się przewróciło. Weterynarz pod jej sierścią zauważył miejsca po obrażeniach. Nasza sunia, nawet, jeżeli była źle traktowana, nadal ufa człowiekowi. Ufa nam.
Inne psie historie także wzruszają. Bezdomny kundelek mieszkał na polu kukurydzy przy ul. Deszczowej w Inowrocławiu. Strażnicy miejscy tam go znaleźli. Opiekował się nim pan Mariusz, który dowoził mu jedzenie. Pies nie dawał się złapać. Pracownicy schroniska i strażnicy miejscy kilka razy próbowali go odłowić - i nic. Wreszcie do karmy wsypano środek usypiający i podano mieszańcowi. Wtedy przewieziono go do schroniska dla bezdomnych zwierząt.
Piesek dostał nowe imię, Popcorn, no i dostał nowy dom. Rodzina spod Inowrocławia go adoptowała.
