Jerzy Guzowski handluje szkłem. Skupuje je od zakładów komunalnych, segreguje i sprzedaje hutom. Interes kręci się na tyle dobrze, że chciałby zatrudnić więcej osób.
- Tu będzie pomieszczenie dla pracowników - mężczyzna pokazuje na pusty jeszcze pokój. - Trzeba go tylko wyremontować. Ale to zajmie trochę czasu - proszę spojrzeć, okna mi ktoś wybił.
Problemy zaczęły się w kwietniu. Do Mieczysława Kończalskiego, wójta Radomina, wpłynęła skarga mieszkańców Szczutowa. Dotyczyła działalności Jerzego Guzowskiego.
"Polega ona na zwożeniu śmieci z wysypisk w całym kraju" - można przeczytać w skardze. - "Papiery i folie wiatr roznosi na pola. W środku gospodarstwa spalane są odpady. Żrący czarny dym roznosi się po okolicy powodując torsje. Śmieci, które nie zostały spalone, są rozwożone i wyrzucane po okolicy".
Razem ze skargą przyszedł załącznik - lista z podpisami ponad 40 mieszkańców "protestujących przeciwko tej brudnej działalności".
Wójt nie zignorował skargi. Kiedy urzędnicy przybyli na miejsce, zobaczyli gminną drogę zasypaną odpadkami. Zawiadomili policję, na dowód dołączyli zdjęcia.
Postępowanie umorzono - z braku danych uzasadniających podejrzenie.
- Przysypał śmieci, szkło, naprawił drogę - wójt wzrusza ramionami. - To i dochodzenia nie będzie.
- To nie były odpadki, tylko porcelanowa stłuczka - prostuje Guzowski. - Wysypałem ją, żeby utwardzić drogę. Nie było żadnego szkła - nie wyrzuciłbym przecież własnych pieniędzy. Gmina dała gruz, ja załatwiłem transport. 6 tysięcy w tę drogę włożyłem, chciałem pomóc, a nie szkodzić.
Wójt Radomina nie ma nic przeciwko naprawom dróg. - Ale trzeba to wcześniej ze mną uzgodnić - podkreśla. - Natomiast śmieci wyrzucać nie wolno. Tym bardziej - ich palić.
Jerzy Guzowski skupuje tylko szkło, ale nie zawsze jest ono dobrze wyselekcjonowane. W stłuczce szklanej zdarzają się więc też inne odpady. Te są gromadzone razem i wywożone. Przynajmniej - powinny być.
- Śmieci palił mój pracownik - przyznaje Guzowski. - Za moim cichym przyzwoleniem. Nie sądziłem, że będzie to komuś przeszkadzać. Specjalnie kupiłem gospodarstwo na uboczu wsi, daleko od sąsiadów. Odkąd wiem, że dym przeszkadza mieszkańcom, o paleniu nie ma mowy.
Szklany interes kręci się dobrze - ale nie do końca legalnie. - Budynki kupiłem w styczniu, oficjalnie właścicielem zostałem w kwietniu - wylicza Guzowski. - Potem poszedłem do szpitala, więc nie zdążyłem załatwić wszystkich formalności. Na razie jesteśmy w trakcie sporządzania opisu technicznego przedsięwzięcia. Złożyłem wniosek o zmianę sposobu użytkowania budynku. Za kilka miesięcy wszystko będzie zapięte na ostatni guzik.
Jeśli wszystko pójdzie po myśli przedsiębiorcy, 50 osób z gminy już we wrześniu może znaleźć pracę. - Pod warunkiem, że wszystko będzie zgodne z prawem - dodaje wójt.