- Widzimy perspektywy na dogadanie się - mówi Dariusz Drzewiecki, przewodniczący związku zawodowego ratowników. Prezes szpitala z kolei podkreśla, że jest człowiekiem dialogu. Tak obie strony oceniają pierwsze spotkanie, które było w środę (6.02.).
Na razie osiągnięto częściowe porozumienie
Problem już sygnalizowaliśmy na naszych łamach. Przypomnijmy, że ratownicy medyczni domagają się podwyżek. W Aleksandrowie Kujawskim jest ich ponad 20. Chcą zarabiać 3500 zł brutto w ramach pensji zasadniczej, to daje jakieś 2500 zł do ręki. W tej chwili ratownik dostaje średnio 2 tys. zł netto plus dodatki. Wśród innych postulatów znalazły się - 30 zł brutto za godzinę pracy ratownika zatrudnionego na kontrakcie (teraz są 23 zł), zatrudnienie personelu sprzątającego na podstacji w Bądkowie, zakup odzieży roboczej przez pracodawcę (w tej chwili leży to w gestii ratownika, raz na kwartał dostawał 100 zł rekompensaty), częściowo pokrycie kosztów szkoleń, które ratownicy ma-ją obowiązek wykonywać, udzielanie urlopów szkoleniowych pracowników kontraktowych. W sprawie części tych postulatów udało się porozumieć już w środę - chodzi o ekipę sprzątającą w Bądkowie, odzież roboczą i urlop szkoleniowy. Pod znakiem zapytania stoją sprawy finansowe.
- Pan prezes zaproponował nam 25 zł za godzinę pracy ratowników kontraktowych - relacjonuje Dariusz Drzewiecki. - Rozmawiałem z osobami zatrudnionymi na kontrakcie i kwota ta ich nie satysfakcjonuje, będziemy jeszcze negocjować.
Ratownik ratownikowi nierówny
W tej chwili stawki dla ratowników w całej Polsce są bardzo zróżnicowane - od 18 zł w powiatowych szpitalach do 31 zł w Łodzi czy Warszawie. - Minister zdrowia powinien wprowadzić taryfikator - uważa Mariusz Trojanowski, prezes szpitalnej spółki. - Czym różni się praca ratownika w małej miejscowości od tej w stolicy? To są tacy sami fachowcy.
Obie strony mają spotkać się w przyszłym tygodniu, by wrócić do postulatu wzrostu pensji zasadniczej. - Zgadzam się z tym, że ratownicy nie mają godnych pensji, podobnie jak pozostałych pracowników - dodaje Trojanowski. - Jeśli nie uda mi się znaleźć innego z środków, zmuszony byłbym zabrać jednym, żeby dać drugim.
- Nie chcemy tak stawiać sprawy, postulujemy tylko, aby dostosowano nasze pensje do tego, co dostaje szpital z NFZ - uważa Dariusz Drzewiecki. - Ratownictwo przynosi szpitalowi zyski. Jesteśmy naprawdę zdesperowani, sfrustrowani wysokością naszych pensji.
Prezes podkreśla z kolei, że na szpital musi patrzeć całościowo, a nie w odniesieniu do jednej grupy zawodowej. Ratownicy w przypadku fiaska rozmów nie wykluczają innych form protestu. Jaki ostatecznie będzie finał? Poinformujemy.
Dwa razy więcej fotoradarów na polskich drogach. Zobacz wideo!