Bydgoscy radni: Monika Matowska, Bernadeta Różańska-Majchrzak, Agnieszka Bąk, Lech Zagłoba-Zygler, Janusz Czwojda i Jakub Mikołajczak mówili wczoraj o obawach samorządów, nauczycieli, rodziców i uczniów. - To nie jest reforma, a deforma edukacji - stwierdził radny Mikołajczak.
- Jej koszty poniosą samorządy. Tylko w Bydgoszczy na samą adaptację budynków wraz z wyposażeniem wydanych zostanie 10 milionów złotych.
Czytaj więcej: Bydgoscy radni przeciwko reformie edukacji [zdjęcia, wideo]
Na sytuację nauczycieli zwracał uwagę Lech Zagłoba-Zygler, wiceprzewodniczący Rady Miasta. - Jestem nauczycielem z 35-letnim stażem. W czasie konsultacji powinna obowiązywać zasada „Nic o nas, bez nas”. Tymczasem głos nauczycieli został pominięty. Stąd nasza decyzja o przyłączeniu się do akcji o referendum. Minione lata pokazały, że wiele gimnazjów osiągnęło wysoki poziom nauczania. I ten dorobek nauczycieli i uczniów ma pójść na marne? A co z podręcznikami, z których dotychczas korzystali uczniowie? Pójdą na przemiał. Inna sprawa to zwolnienia nauczycieli. Choć miasto robi co może, to i tak nie wszyscy znajdą zatrudnienie.
O niepokojach rodziców mówił radny Janusz Czwojda. - Bydgoska oświata jest wysoko oceniana, ale na początku wdrażania reformy będzie bałagan - stwierdził. - I tego właśnie boją się rodzice. Wracamy do czasów PRL-u. Szkoła nie będzie uczyła samodzielnego myślenia. Na dodatek może się okazać, że w podstawówkach konieczna będzie praca na dwie zmiany. Poza tym znikną profilowane gimnazja.
Monika Matowska dodaje: - Ta reforma zmniejszy szansę uczniom na dostanie się do wymarzonej szkoły. W Europie wydłuża się edukację, a u nas przeciwnie.
Radni klubu PO przyłączają się do ogólnopolskiej kampanii „Nie Psujcie Szkoły”. - Do 31 marca planujemy zebrać 500 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum - poinformowała radna Agnieszka Bąk.