Zawodniczki miały do pokonania bardzo trudną, sztuczną trasę pełną stromych podjazdów i karkołomnych zjazdów. Organizatorzy w przenośni i dosłownie rzucali kolarkom kłody pod koła.
Maja Włoszczowska jechała do Rio po złoto. W ubiegłym roku na rekonesansie zajęła 2. miejsce. W wyścigu o medale od startu jechała czujnie w czołówce. Czołową grupę najpierw tworzyło pięć kolarek, potem zostały tylko trzy.
Na dwie rundy przed końcem na czele zostały tylko dwie najmocniejsze: Polka i Jenny Rissveds. Na szóstej, ostatniej rundzie to Szwedka jednak zachowała więcej sił. Na pierwszym podjeździe zaatakowała bardzo mocno i Włoszczowska nie wytrzymała tempa. Straciła bardzo szybko 100 metrów i pozostało bronić srebrnego medalu.
Na 2 km przed metą Polka miała pół minuty przewagi nad najmocniejszą z grupy pościgowej. Na mecie Polka straciła 37 sekund do triumfatorki, ale nad kolejną Kanadyjką Catharine Pendrel miała prawie minutę przewagi!
Maja Włoszczowska ma 34 lata, pochodzi z Jeleniej Góry. To jej drugi medal olimpijski, bo srebro wywalczyła także osiem lat temu w Pekinie. W Londynie straciła szanse na podium po upadku i kontuzji na treningu. Osiem razy stawała na podium mistrzostw świata (złoto w 2010 we Francji).
To jedenasty medal polskiej ekipy w Rio. To oznacza, że bijemy medalowy wynik z trzech ostatnich letnich igrzysk olimpijskich. Po raz ostatni więcej niż 10 krążków mieliśmy w 2000 roku w Sydney.