Wszystko zaczęło się, gdy przyszło do podjęcia uchwały w sprawie zasadności bądź nie skargi na działalność Wiolety Werkowskiej - p.o. dyrektora Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Żninie. Tę skargę, dotyczącą kwestii zabezpieczenia opieki nad dziećmi, złożyli państwo Krychowie prowadzący Rodzinny Dom Dziecka w Barcinie Wsi.
A poszło o - wydawać by się mogło - w każdym innym miejscu pracy sprawę prostą. Mianowicie pani Krych, główny opiekun siedmiorga dzieci w podbarcińskim RDD, rozchorowała się. Informacja ta została zgłoszona do PCPR-u z sugestią, że opieka nad małoletnimi nie jest w takiej sytuacji w pełni zabezpieczona.
Wioleta Werkowska - jak twierdzi - zachowała się zgodnie z literą prawa. - Dostałam informację, że opieka nie jest zabezpieczona. Miałam prawo sądzić, że dotyczy to każdego aspektu. W związku z tym, opierając się na stosownych zapisach, zawiadomiłam sąd. Czynienie mi z tego zarzutu jest nieuzasadnione. Gdybym nie zrobiła nic, a coś by się wydarzyło, wtedy można by mi takowy zarzut przedstawić. Sąd wysłał do państwa Krychów kuratora zawodowego. Tam ów usłyszał, że opieka jest w pełni zapewniona. W takim razie mieliśmy podstawę uznać, że państwo Krych wprowadzili PCPR w błąd.
Po co więc było to zawiadomienie o chorobie pani Krych?
Z relacji prowadzących RDD głównie po to, aby uświadomić władzom powiatu, że przy tych akurat dzieciach pracuje za mało osób. - Sytuacja w ogóle pokazała, że ja nawet nie mam prawa chorować, bo od razu jest zarzut niewypełniania zadań, które mi powierzono, a i próba zamknięcia w związku z tym naszej placówki - komentuje Ewa Ciszak-Krych.
Jej zdaniem, podobnie jak męża Janusza, dzieci są zbyt małe, ze zbyt wieloma dysfunkcjami, aby z siedmiorgiem mogli sobie poradzić jedynie małżonkowie przy wsparciu od 7.30 do 15.30 i od poniedziałku do piątku osoby skierowanej tu przez PCPR z Powiatowego Urzędu Pracy.
- Jak żona choruje i nie ma tego pracownika, jasno widać, że wieczorami i w nocy powstaje problem - dał do zrozumienia Janusz Krych.
Inaczej tę kwestię widzi wicestarosta Andrzej Hłond, który z ramienia powiatu sprawuje nadzór nad zadaniami pieczy zastępczej.
- Do tanga potrzeba dwojga. Aby współpracować, muszą być dwie strony. Rodzinna opieka zastępcza to mąż i żona zajmujący się dziećmi. A odnoszę wrażenie, że dążą państwo do tego, aby tam było zatrudnionych 6-7 osób. Pan Krych dąży do pieczy instytucjonalnej. Taką to my w powiecie mamy. Tu o coś innego chodzi. Poza tym za czas zwolnienia chorobowego pani Krych, pan Krych dostał wynagrodzenie. Jest jeszcze jedna kwestia: w marcu tego roku była u państwa osoba z PCPR i osoba, która miała być w RDD na umowę o pracę. PCPR zaproponował pracę w systemie zadaniowym, jeśli trzeba, także w nocy. Cóż się stało? Sprzeciwił się temu pan Krych. Wyeliminował możliwość pomocy. Wasze działania powodują, że utrudniacie współpracę. Aktualnie jest tam 3,5 osoby do pracy. Zajmijmy się wreszcie dziećmi, a nie pisaniem pism do powiatu - zaapelował.
- Długo pracowaliśmy na naszą pozycję w społeczeństwie. Nie pozwolimy, aby nas obrażano. Zacznijcie z nami rozmawiać. Jesteśmy waszym partnerem, a nie wrogiem. Zakomunikowaliśmy potrzebę wsparcia z powodu mojej choroby, a zamiast tego mieliśmy zawiadomienie do sądu. Ale tego mało - podjęto próbę zamknięcia naszego RDD. A co z dziećmi? Wszystkie mówią do nas mamo i tato! Co myśli bezduszny urzędnik podejmując taką decyzję? - mówiła w emocjach Ewa Krych.
- Winą jest niedostateczna liczba osób u nas zatrudnionych - twierdzi Janusz Krych. - Trzeba wziąć pod uwagę wiek i stan zdrowia dzieci. Trzeba liczyć jednego opiekuna na jedno dziecko. Pozostawienie tego bez rozwiązania jest zagrożeniem dla tych maluchów. Wykonujemy zadanie własne powiatu - państwa zadanie. Oczekujemy więc pomocy. Podawana przed powiat kwota 3,7 tysiąca złotych nie jest kwotą stricte na dziecko. Kwota na dziecko wynosi 1052 złote plus 500 złotych z programu rządowego (z tego idzie na jedzenie, ubrania i inne podstawowe potrzeby, ale - zdaniem państwa Krychów - nie wystarczy na specjalistów). Jesteśmy deprecjonowani, bo odważyliśmy się wystąpić o zwiększenie zatrudnienia. A w finale zamiast tego, doszło do naruszenia dóbr osobistych maluchów. Chciano ich pozbawić mieszkania - twierdzi Janusz Krych.
- Apelowałam, aby jakoś się dogadać - wtrąciła radna Grażyna Janicka. - Ale widzę, że obydwie strony się okopały.
- Te kilkulatki nie mogą iść do domu dziecka, bo są za małe. A przenosić je po całej Polsce to jest barbarzyństwo.
- To mi się nie mieści w głowie, że ten dom miał być zamknięty - dodała radna Janicka.
Do sprawy odniosła się też Edyta Szóstak-Ławińska, radna z Barcina: - Gdy wpłynęła propozycja utworzenia Rodzinnego Domu Dziecka w Barcinie Wsi, byłam zachwycona. Znałam Ewę z jej działalności w Barcinie, uważałam więc, że to wspaniały pomysł i odpowiednia osoba do pełnienia tej funkcji. Teraz jednak widzę, że w tych wszystkich działaniach przeszkadza tobie, Ewo, mąż. Odwiedziłam wasz dom, przekazałam rozwiązania zaproponowane przez powiat, ale po twojej rozmowie z mężem to wszystko uleciało. Cokolwiek by zarząd powiatu zaproponował, zawsze jest źle. Słyszę obraźliwe słowa, jest mi przykro, że to z pana ust wypływa. Jest pan roszczeniowym człowiekiem.
- Gdybym mogła cofnąć ten czas, nie podniosłabym teraz ręki za utworzeniem rodzinnego domu dziecka w Barcinie Wsi - powiedziała Edyta Szóstak-Ławińska.
Skarga na p.o. dyrektora PCPR w Żninie została uznana przez radnych za niezasadną. Tylko jedna osoba była przeciw takiej opinii.
Współpraca na linii RDD Barcin Wieś - powiat żniński pozostaje w stanie zaognienia.
