- Miałam problemy z wyborem odpowiedniego miejsca do gry. Nie mogłam wykonać kilku uderzeń, które zwykle dają mi punkty - dodała Świątek, po meczu przegranym 4:6, 4:6. Pierwszym po 11 kolejnych zwycięstwach na kortach im. Rolanda Garrosa. Polka miała w środę gorszy dzień, miała również problemy ze zdrowiem, z których powodu musiała poprosić w drugim secie o pomoc fizjoterapeutki. Swoje zrobiła presja, większa niż zazwyczaj, oraz fantastyczna postawa rywalki.
- Zasadniczo forhend to moja najgroźniejsza broń, więc naprawdę było mi ciężko grać bez tego. Nie miałam dobrego dnia, nie mogłam dobrze zregenerować się fizycznie, ponieważ byłam zestresowana. Takie dni się jednak zdarzają, to normalne - przyznała Świątek.
- W tym roku byłam pod większą presją, ale myślę, że mimo wszystko wykonałam dobrą robotę. Ćwierćfinał Wielkiego Szlema to dobry wynik - dodał Polka. Wskazała również cela najbliższe tygodnie. Wbrew pozorom najważniejszy nie jest dla niej dobry występ w Wimbledonie (sezon na trawie właśnie się rozpoczął), tylko rozpoczynające się 23 lipca igrzyska olimpijskie w Tokio.
- Nie wiem nawet, czy pamięta, jak grać na trawie, więc zobaczymy, jak to się potoczy. Nie stawiam sobie żadnych oczekiwań ani żadnej presji na Wimbledon - powiedziała.
