- Za wysokie koszty produkcji trzody chlewnej, za dużo wieprzowiny z zagranicy wjeżdża do Polski.
- Dlaczego środki ochrony roślin tak drożeją na linii producent - rolnik? Pośrednicy dorabiają się kosztem rolników.
- Nie podołamy wymogom Europejskiego Zielonego Ładu, plony będą mniejsze.
- Konieczny jest lepszy monitoring strat po suszy.
To główne problemy rolników, którzy dziś zablokowali wiele dróg i miast, żeby zwrócić uwagę całej Polski. Protest zorganizowała Agrounia, do której dołączyły inne organizacje: NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, Samoobrona oraz Polski Związek Niezależnych Producentów Świń.
Pod urząd wojewódzki w Bydgoszczy wjechało kilkadziesiąt ciągników. Przejazd ulicą Jagiellońską był otwarty tylko dla autobusów, tramwajów i służb ratowniczych.
- Przepraszamy za utrudnienia wszystkich kierowców i mieszkańców miast, ale naszego krzyku za stodołą nikt nie usłyszy - tłumaczyli rolnicy zgromadzeni pod urzędem wojewódzkim z Bydgoszczy.
Przed godz. 13 do protestujących wyszedł wicewojewoda Radosław Kempiński i poinformował, że wojewoda Mikołaj Bogdanowicz nie może dziś się z nimi spotkać, bo został objęty kwarantanną. Rano dowiedział się, że ma koronawirusa.
Pod drzwiami urzędu wojewódzkiego protestujący położyli trumnę z napisem "Proces likwidacji polskiego rolnictwa trwa".
- Przekazaliśmy wojewodzie nasze postulaty, czekamy na odpowiedź, w przeciwnym razie za dwa tygodnie będziemy blokować Warszawę - zapowiadał Michał Swędrowski z Agrounii.
Do Bydgoszczy przyjechało też kilku rolników z Wielkopolski.
- Problemy rolników są wspólne - mówił pan Adam spod Poznania. - Największy kłopot mamy z trzodą chlewną. Na skupie dostałem 5,2 zł za kilogram WBC (waga bita ciepła), a koszt produkcji wyniósł co najmniej 7 zł.
Przed godz. 15 do protestujących rolników wyszedł Ryszard Zarudzki, zastępca dyrektora KPODR w Minikowie.
- Jeszcze dziś jadę do Warszawy na spotkanie komisji rolnictwa, gdzie przekażę ministrowi wszystkie postulaty, złożone wojewodzie w piątek - zapewniał Ryszard Zarudzki.
Akurat dziś Henryk Kowalczyk podsumowywał swoje pierwsze 100 dni w roli ministra rolnictwa.
Pytany przez dziennikarzy odniósł się do powodów blokad na drogach: - Jesteśmy w stałym kontakcie z fabrykami nawozów, szczególnie azotowych. Fabryki nawozów umożliwiają sprzedaż bezpośrednią dla rolników poprzez swoją spółkę dystrybucyjną, więc są te ceny nawozów na poziomie minimalnym. Takim, które pokrywają tylko koszty produkcji zakładów nawozowych - powiedział Kowalczyk.
A zdaniem rolników nawet grupy producenckie skazane są na współpracę z dilerami. A niektórzy z nich w ostatnich miesiącach przetrzymywali towar, by potem sprzedać go jeszcze drożej.
Protest w Bydgoszczy zakończył się po godz. 15, gdy rolnicy dowiedzieli się, że 16 lutego - na prośbę wojewody Mikołaja Bogdanowicza - dziesięciu ich przedstawicieli pojedzie na spotkanie z szefem resortu rolnictwa. Mają mieć zapewniony transport.
Rozmowy z ministrem Kowalczykiem rolnicy domagali się również w pozostałych miejscach regionu, w których były się protesty.
Punktem zbornym uczestników protestu z okolic Inowrocławia były Jaksice. Stamtąd sznur traktorów ruszył do centrum miasta, a potem znów do Jaksic. Niektórzy z protestujących dotarli na inowrocławskie rondo Solidarności od strony Gniewkowa. W mieście tworzyły się korki.
W Rypinie rolnicy spotkali się pod upadłą mleczarnią ROTR. Stamtąd, w asyście policji, ruszyli traktorami w stronę nowej części miasta. Po około godzinnej rundzie zatrzymali się pod starostwem powiatowym, gdzie opowiedzieli o swoich postulatach.
– Być może mieszkańcy Rypina są zdenerwowani, że blokujemy miasto, ale powinni mieć świadomość, że robimy to też dla nich – mówiła Beata Poznańska z oddolnego ruchu Samopomoc Pokrzywdzonych ROTR. – Dziś są z nami nie tylko pokrzywdzeni w wyniku upadku mleczarni, ale także osoby, które uważają, że na polskiej wsi nie dzieje się dobrze. Walczymy m.in. o to, by ceny nawozów były uczciwie wyliczane.
W powiecie aleksandrowskim rolnicy pojawili się na drodze krajowej nr 91 na wysokości Nowego Ciechocinka.
- Protestujemy przeciw polityce rządu. Wieś jest pozostawiona sama sobie – mówił Daniel Pawlak, organizator protestu. - Jeśli tak dalej będzie się działo, to nasze gospodarstwa zaczną upadać.
