Ilu jest wśród bandytów i złodziei pechowców, a ilu zwykłych nieudaczników? Jeżeli przyjąć taki podział przestępczej braci, do tej pierwszej grupy można chyba zaliczyć grudziądzanina, który ostatnio domagał się w bydgoskim sądzie odszkodowania za niesłuszny areszt.
"Uderzył mnie trzy razy w głowę"
Lutowy poranek 1994 roku, Strzelno. Do komisariatu policji zgłasza się Dariusz D. Mężczyzna twierdzi, że 19 lutego, około godziny 6 rano został pobity na ulicy.
- Napastnik uderzył mnie trzy razy - zeznał poszkodowany, a w policyjnej notce o zdarzeniu znalazło się określenie "pobicie, rany szarpane potylicy". Podejrzenie pada na zamieszkałego wtedy w Gniewkowie, w powiecie inowrocławskim 38-letniego Romana T.
I pewnie, gdyby skończyło się na tej sprawie, proces Romana T. nie trwałby miesiącami, a przez ten czas obwiniony nie musiałby siedzieć w areszcie.
Przejażdżka maluchem za 1500 zł
Cztery dni później, tym razem w Górkach, oddalonych parę kilometrów od Strzelna policjanci odbierają kolejne zgłoszenie.
Tym razem nieznany sprawca złośliwie zbił małą trójkątną szybę w oknie fiata 126 p. Sobie wiadomym sposobem włączył silnik i odjechał skradzionym wozem. Malucha znaleziono wkrótce po zdarzeniu. Wyglądało na to, że złodziej go po prostu porzucił. Właściciel, który odzyskał samochód, oszacował wyrządzone straty na około 1500 zł.
I w tym przypadku wydawało się jasne, kto stoi za zuchwałą przejażdżką fiatem 126 p. Śledczy przejrzeli notatki policyjne z ostatnich dni. Pech chciał, że skojarzyli oba zdarzenia. Wyglądało na to, że tropy znów wiodą stróżów prawa do - notowanego już wcześniej - Romana T. Mężczyzna po raz kolejny otrzymał status podejrzanego.
T. został zatrzymany i na czas śledztwa prokuratorskiego osadzony w poznańskim areszcie.
Gdy dochodzenie się zakończyło, sprawa trafiła w końcu na wokandę do Sądu Rejonowego w Mogilnie. Czyny, o które był podejrzany rodowity grudziądzanin, zostały podzielone, tak że na każdy przypadał inny artykuł Kodeksu Karnego.
Sąd: - Osadzony jest niewinny
Roman T. miał odpowiadać za pobicie, zniszczenie mienia i "krótkotrwałe użycie cudzego pojazdu". Wyrok zapadł 12 maja 1995 roku. Był rehabilitujący, bo sąd uniewinnił Romana T. ze wszystkich trzech zarzucanych mu czynów, a kosztami procesu obciążył Skarb Państwa.
Mężczyzna został wypuszczony z aresztu. Na tym jednak nie zakończyły się jego problemy. Wkrótce okazało się, że z Poznania wywiózł pamiątkę na całe życie.
Roman T. zachorował w areszcie. Trafił na tamtejszy oddział szpitalny. Na zakończenie udanej rekonwalescencji, gdy wydawało się, że po takich perypetiach nie może mu się przydarzyć już nic gorszego, spotkało go kolejne zaskoczenie. Diagnoza lekarska była jednoznaczna. Wyszło na jaw, że jeszcze jako osadzony oczekujący na oczyszczenie z obciążających go zarzutów, zaraził się wirusowym zapaleniem wątroby.
Minęły lata, zanim T. postanowił upomnieć się o swoje. W sądowych aktach nie ma informacji, dlaczego tak uniewinniony za kradzież malucha w 1994 roku zwlekał tak długo. Bo aż 17 lat.
Roman T. żąda teraz odszkodowania za niesłuszne aresztowanie, przez które był pozbawiony wolności, zanim mogileński sąd uznał, że jest niewinny. Nie dochodzi jednak swoich roszczeń w Poznaniu, gdzie siedział w areszcie, ani też w Mogilnie.
Uprzejmie prosi o odszkodowanie
Swoje pismo, datowane na początek kwietnia ubiegłego roku wystosował do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Domaga się w nim odszkodowania za niesłuszne pozbawienie go wolności i zarażenie żółtaczką.
"Wysoki Sądzie, mam ogromne zadłużenie 150 tys. zł z tytułu niepłaconych alimentów" - pisał, argumentując potrzebę uzyskania zadośćuczynienia. Mało tego. Swoje pismo zredagował za murami Aresztu Śledczego w Bydgoszczy.
Sąd potraktował pismo z najwyższą powagą i w nocie skierowanej do aresztu nakazał doprowadzenie Romana T. na rozprawę. Za wcześnie jednak, by mówić o szczęśliwym finale historii.
Na ostatniej rozprawie w poniedziałek, 24 stycznia nie pojawił się sam zainteresowany. Sąd przełożył posiedzenie w sprawie pechowego aresztanta na początek marca. O ile do marca uda się... znaleźć pana Romana.
"Sąd Okręgowy (...) zwraca się o udzielenie informacji, w jakim zakładzie karnym/areszcie śledczym, do czyjej dyspozycji i pod jakim zarzutem został osadzony Roman T." - czytamy w piśmie do Służby Więziennej bydgoskiego aresztu.
Gdzie jest Roman T.? Na odpowiedź poczekamy co najmniej miesiąc.