- Pojawiła się nadzieja, że może w końcu Rosjanie przekażą nam dokumenty dotyczące tej zbrodni - mówi w rozmowie z "Pomorską" Izabela Montowska, córka majora Stanisława Nałęcz-Komornickiego, jeńca Starobielska, zamordowanego przez NKWD w Charkowie wiosną 1940 r.
Pani Izabela miała pięć lat, gdy wybuchła wojna. - Mieszkaliśmy na Kresach, tato był oficerem zawodowym. Wiem, że brał udział w walkach w twierdzy brzeskiej. Tam został wzięty przez Sowietów do niewoli. Przebywał w obozie zbiorczym w Szepietówce, stamtąd trafił do Starobielska, w którym przebywali przede wszystkim zawodowi oficerowie. Przysłał do rodziny dwie kartki. Ostatnią, nadprogramową, napisał 4 kwietnia 1940 roku - wspomina pani Izabela.
Dzień później rozpoczęła się likwidacja obozu; jeńców wywożono do Charkowa, gdzie byli mordowali w siedzibie NKWD.
Ofiarami zbrodni katyńskiej, popełnionej na polecenie najwyższych władz ZSRR, stało się ponad 22 tysiące Polaków; wśród zabitych byli oficerowie zawodowi i oficerowie rezerwy, żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariusze policji i cywile, którzy po 17 września 1939 r. przebywali w więzieniach na zachodniej Białorusi i Ukrainie.
W 1990 r. Rosja przyznała się do zbrodni i przekazała Polsce tzw. listy wywozowe z trzech obozów (zawierają nazwiska jeńców). Przez 14 lat wojskowa prokuratura prowadziła śledztwo, które zakończyło się umorzeniem (decyzję o umorzeniu utajniono).
Zdaniem krewnych ofiar rosyjski wymiar sprawiedliwości nie przeprowadził rzetelnego śledztwa i nie próbował ustalić jej winnych. Śledczy nie przyznali też Polakom statusu pokrzywdzonych, a moskiewskie sądy nie zgodziły się na rehabilitację zastrzelonych w Katyniu oficerów. Dlatego 12 rodzin skierowało skargę do Trybunału w Strasburgu, który niedawno uznał zarzuty rodzin ofiar za uzasadnione.
Do 19 marca 2010 r. rząd Rosji musi wyjaśnić postępowanie swojego wymiaru sprawiedliwości w sprawie katyńskiej.