Doświadczony Amerykanin z węgierskim paszportem był jednym z odkryć tego sezonu. Sprowadzony został w miejsce Danny Gibsona i wydawało się, że trudno będzie mu zastąpić rodaka, który miał wyśmienity sezon w PLK.
Trotter może nie był tak skuteczny z dystansu, może nie zawsze był spektakularny, ale prezentował bardzo stabilną formę i dużo lepiej wywiązywał się z roli przywódcy drużyny na parkiecie. To w dużej mierze dzięki niemu Polski Cukier zajął 4. miejsce po rundzie zasadniczej, a potem dotarł do finału.
W całym sezonie Amerykanin spędzał na parkiecie średnio 28 minut, w tym czasie dostarczał drużynie 13 pkt i 4,4 asyst. Jeden z najlepszych meczów rozegrał w finale - 11 pkt i 14 asyst, gdy Polski Cukier jedyny raz pokonał Stelmet Zielona Góra.
Od razu było wiadomo, że zatrzymać go będzie bardzo trudno. Po bardzo dobrym sezonie oczekiwania Trottera znacznie poszybowały i trudno się dziwić. Pojawiły się informacje o poważnym zainteresowaniu z Trefla Sopot.
Ostatecznie Trotter trafił do rumuńskiego CSM Oradea. To nie jest wielka niespodzianka, a w Polskim Cukrze śmieją się czołowy rumuński zespół wzmocnień zawsze w pierwszej kolejności szuka w Toruniu. Trotter na rozegraniu zastąpi bowiem Williama Franklina, który do Oradei trafił po udanym sezonie w Twardych Piernikach dwa lata temu. W ostatnim sezonie grał tam także doskonale znany i lubiany w Toruniu Sean Denison. Zresztą Kanadyjczyk do Polskiego Cukru cztery lata temu także trafił z ligi rumuńskiej.
Blok Trottera, a potem wsad Mbodja - to była najlepsza akcja finałów PLK