- Walczycie o zmianę ordynacji wyborczej, zwolenników przybywa, ale czy ludzie wiedzą w ogóle co to są jednomandatowe okręgi wyborcze?
- JOW-y to dla wielu pojęcie enigmatyczne. Z błędnym rozumieniem tego terminu spotykam się nawet u zawodowych politologów, którzy swoimi wypowiedziami wprowadzają opinię publiczną w błąd. Temat jednomandatówek obrósł w wiele mitów. Obraz tego systemu kreowany w mediach jest często mocno zmanipulowany.
- Załóżmy taki scenariusz. JOW-y wchodzą, pierwsze wybory do Sejmu za nami - co się zmienia?
- Przede wszystkim kandydaci będą serio. Jeśli poseł obieca coś wyborcom, np. działanie na rzecz związków partnerskich, to będzie z tego rozliczony. Teraz może się schować za plecami szefa partii czy partyjnymi wytycznymi, rozłożyć ręce i powiedzieć "próbowałem, ale reszta postanowiła inaczej". W ordynacji jednomandatowej takie tłumaczenie nikogo nie przekona, a wina za niedotrzymanie zobowiązania spadnie na konkretnego człowieka, który straci poparcie i w następnej kadencji już nie zasiądzie w sejmowej ławie. JOW-y uczą odpowiedzialności za składane deklaracje, nie można już bezkarnie rzucać słów na wiatr.
- Zmiana ordynacji to jedno, ale chodzi wam również o odnowienie całej sceny politycznej
- Mamy dosyć panoszącego się partyjniactwa, uprawiania kuluarowo-korytarzowych podchodów politycznych. Chcemy otworzyć drogę do Sejmu społecznym liderom, zorientowanym na osiąganie konkretnych celów, których nie interesują partyjne rozgrywki.
- Pierwszym argumentem, który podnoszą przeciwnicy JOW-ów jest nieudany eksperyment wprowadzenia tej ordynacji do Senatu. Według oponentów, niewiele to dało.
- To jeden z powtarzanych stereotypów. Wybory do Senatu niewiele miały wspólnego z ideą, którą chcemy przeforsować. Chodzi o wprowadzenie małych okręgów wyborczych, mniej więcej do 80 tys. mieszkańców. W wyborach do Senatu te okręgi obejmowały ok. 300 tys. upoważnionych do głosowania. To było nieporozumienie, za które teraz musimy płacić wysoką cenę. Sens JOW-ów to małe okręgi - dzięki temu wyborca będzie mógł głosować świadomiej na swojego kandydata. Skorzystają też sami kandydaci na posłów. Żeby dostać się do Sejmu nie będzie potrzebna wielka partyjna machina. Wierzę w to, że dobra kandydatura sama się obroni.
- Często powołujecie się na kraje, w których to rozwiązanie funkcjonuje od dawna, tj. Wielka Brytania czy USA. Tam JOW-y się sprawdzają, ale czy możemy się do nich porównywać?
- A dlaczego nie? Nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi. A to, że w innych państwach taka ordynacja zdaje egzamin, wystawia nam i naszemu projektowi jak najlepsze świadectwo. Też kiedyś byłem przeciwnikiem JOW-ów. 10 lat temu miałbym wątpliwości, ale w obecnych czasach nie różnimy się niczym od innych nacji i możemy z powodzeniem i bez obaw wprowadzić u nas JOW-y. Jako społeczeństwo jesteśmy na to gotowi.
- Paweł Kukiz to najbardziej rozpoznawalny członek waszego ruchu. Czy to, że człowiek o tak wyrazistych i kontrowersyjnych poglądach jest z wami kojarzony nie działa na waszą niekorzyść?
- Nie bawimy się w uprawianie polityki. Mamy jeden cel, którym jest wywrócenie systemu wyborczego do góry nogami. Paweł Kukiz bez ogródek mówi o swoich poglądach, ale dla naszego ruchu polityczne upodobania nie mają żadnego znaczenia. Rozumiem, że to może niektórych odstręczać, ale podkreślam - nie chodzi nam o politykowanie, tylko o zastąpienie ordynacji proporcjonalnej - jednomandatową. Zyskamy na tym wszyscy.