Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rynkiem matrymonialnym rządzą kobiety. Tylko połowa polskich mężczyzn ma szansę na posiadanie dzieci

Adam Willma
Adam Willma
Radwanów. Forum Kobiecości.
Radwanów. Forum Kobiecości. Mariusz Kapała
Dziś ratunkiem dla samotnych polskich mężczyzn są Ukrainki, ale w musimy jako społeczeństwo wymyślić się na nowo - twierdzi prof. Tomasz Szlendak, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika

To będzie rozmowa dwóch szczęśliwych mężczyzn, którym udało się znaleźć żony…
Bo są reprezentantami pokolenia, w którym ścieżka życia i przystanki na niej były raczej oczywiste. Kończyłeś studia i pierwszą rzeczą w drodze do dorosłości był stały związek mężczyzny z kobietą. Jeszcze w pierwszej połowie XX wieku w kulturze zachodniej (choć nie tylko) większość osób przechodziła przez ten etap w życiu. Bardzo niewiele osób tego etapu nie zaliczała. Dziś – nie chcę oceniać, czy jest to proces dobry, czy zły – ten schemat uległ całkowitemu załamaniu.

Ale jak to możliwe, że w tak błyskawicznym załamał się model funkcjonujący od stuleci?
Po pierwsze, uwolnione zostały kobiece skłonności do edukowania się – kobiety są bardziej skłonne do uczestnictwa w systemie edukacyjnym i uczą się lepiej. A pamiętajmy, że ćwierć wieku temu przeciętny czas edukacji Polaka wynosił 14 lat. Dziś wynosi 22 lata. Obecnie około 70 proc. studentów stanowią kobiety. W panującym obecnie modelu kapitalizmu kognitywnego, w którym usługi stanowią jeden z podstawowych typów pracy, kobiece wykształcenie i większe umiejętności w kontakcie z ludźmi to cechy premiowane. W efekcie mężczyźni pozostają „na mieliźnie”. Wielu nie odnalazło się w tym nowym systemie. Wcześniej system zabezpieczał mężczyznom życie odgórnie – funkcjonowały zakłady przemysłowe, które gromadziły dużą część mężczyzn. A droga do nich wiodła przez krótki system edukacyjny.

To był problem również dla kobiet.
Między innymi dlatego każdego roku ponad 200 tys. kobiet przenosi się z mniejszych miejscowości do dużych miast. Wśród mężczyzn jest to 130-140 tys. A więc wielu pozostaje zwłaszcza w małych miastach. I tam część skazana jest na samotność. Dodatkowo mężczyźni wypychani są na „mieliznę” przez inne procesy, na przykład proces robotyzacji. Nawet procesy budowlane są dziś coraz bardziej zautomatyzowane, więc i tu liczba potrzebnych do pracy mężczyzn spada. Tymczasem pączkująca branża usług otwiera możliwości głównie przed kobietami – np. w bankowości, finansach czy mediach. Co ciekawe, coraz częściej to one tworzą nowe miejsca pracy. Z tego powodu w śródmieściach wielkich miast mamy do czynienia z przewagą liczebną kobiet, również na rynku matrymonialnym

Prof. Tomasz Szlendak.
Prof. Tomasz Szlendak. Adam Willma

Raj dla chłopaków z miasta.
Nie do końca, bo dochodzi druga okoliczność – „odwieczna” skłonność kobiet do homogamii. [b

]Kobiety nie spoglądają w dół w poszukiwaniu partnera[/b]. Szukają mężczyzn co najmniej tak wykształconych jak one same, podobnie zarabiających i wyznających podobne wartości.

Oj, narazi się pan…
Bynajmniej. Ja nie mówię, że coś jest „winą” kobiet czy mężczyzn. To zmiany technologiczne, ekonomiczne lub kulturowe zadecydowały o tych procesach. Mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi, wskutek którego duża część mężczyzn wypada z rynku matrymonialnego i równie znaczna część kobiet pozostaje bez pary. Kobiety spotyka społeczny awans za sprawą ich zbiorowych cech, a znaczna część mężczyzn stanęła w miejscu. Jest jeszcze jeden problem - stałe związki trudno zawierać w sytuacji, gdy nie ma mieszkania.

Sprawa nienaprawialna od dekad.
Kiedy byłem w zespole doradczym do spraw polityki rodzinnej poprzedniego prezydenta, szacowaliśmy, że brakuje nam 2,5 miliona mieszkań, żeby młodzi chcieli się usamodzielniać i wchodzić w związki. Dziś oddaje się mnóstwo mieszkań do użytku, a mimo to nadal brakuje 2,5 miliona mieszkań. W samej Warszawie jest ponad 100 tys. mieszkań niezamieszkanych. Ten czynnik nieprzewidywalności również zniechęca do zawierania stałych związków.

Ale przecież ogromna część małżeństw z pokolenia naszych rodziców tułała się w wynajętych pokoikach. I nie obniżało to bynajmniej demograficznych słupków.
Sprawa jest dość złożona. Przede wszystkim oczekiwania wobec życia były zupełnie inne. Poza tym czynnik niepewności był, mimo wszystko, mniejszy niż obecnie. Owszem – mieszkanie było w PRL obiektem marzeń, na który trzeba było czekać nawet kilkanaście lat, ale była to perspektywa, którą można było sobie wyobrazić. Tymczasem dziś, w sytuacji wysokiej inflacji, problemem jest nawet wynajem mieszkania. Tysiące młodych ludzi wynajmuje mieszkanie na spółkę za kolegami z pracy, po to, aby w ogóle mieć gdzie mieszkać. Czynnik nieprzewidywalności jeśli chodzi o przyszłość jest kluczowy.

Ale mamy cudowne narzędzie, za sprawą którego łatwiej dziś znaleźć drugą swoją część jabłka – internet.
W Polsce ponad 2 miliony ludzi korzysta z aplikacji randkowych. Pomimo dostępności takich narzędzi, mamy ogromny deficyt stałych związków. Dlaczego? Posłużę się bliskim mi przykładem moich rodziców.

Mój ojciec, uczący się w technikum, organizował imprezę zapoznawczą z dziewczętami z sąsiedniego liceum ekonomicznego. Ta jedna impreza przełożyła się na kilkadziesiąt małżeństw. Pozostałe małżeństwa były efektem wspólnych studiów czy znajomości w miejscu pracy. Dziś te fizyczne kontakty są bardzo ograniczone, więc nadzieje wiązane są z serwisami randkowymi. Przy pomocy tych aplikacji trudno jednak buduje się miłość romantyczną, między innymi dlatego, że aplikacje zabijają metafizykę miłości.

Zanim dojdzie do pierwszego spotkania wydaje nam się, że już wszystko o sobie nawzajem wiemy. W związki wkrada się zatem znudzenie zanim na dobre się rozpoczną.

Co się dzieje w głowach tych 25 proc. chłopaków z Podlasia i Podkarpacia, którzy nie mają szansy na znalezienie żony?
To samo, co w przypadku chłopaków z Chełmży, Lipna czy Konina, bo również takich miejscowości dotyczy problem. Jego rozwiązaniem byłaby migracja do Bydgoszczy, Poznania lub Gdańska, bo inaczej będą dla potencjalnych partnerek niewidoczni. Ale narracja o pokrzywdzonych mężczyznach, choć zapewne mamy tu do czynienia z rodzajem wykluczenia, niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo. Bo przecież trudno mówić o „winie” kobiet za to, że w poszukiwaniu edukacji i wyższej jakości życia przeniosły się do wielkiego miasta.

Ale wróćmy do rozwiązań, których będą szukać mężczyźni – tym najbardziej oczywistym wydaje się zwrócenie w kierunku kobiet z Ukrainy.

Jeszcze przed wojną mieliśmy kilka tysięcy małżeństw polsko-ukraińskich, z których większość to związek Polaka z Ukrainką. To w dużej mierze ci Polacy, którzy stają się „niewidoczni” dla polskich kobiet. Dla Ukrainek okazywali się atrakcyjni, między innymi dlatego, że zapewniali stabilność.

Tymczasem każdego roku około 40 tys. polskich kobiet wiąże się z partnerami zagranicznymi, głównie z Zachodu.
Owszem, migracje również przyczyniają się do obecnej dysproporcji. Więc trzeba powiedzieć sobie wyraźnie – duża część mężczyzn po prostu nie znajdzie partnerki. Już obecnie około połowy mężczyzn nie ma szansy, aby zostać ojcami. Identyczną sytuację obserwujemy w Stanach Zjednoczonych. To nowa, ciekawa sytuacja.

Z punktu widzenia singli – raczej ponura.
Zależy jak na to spojrzeć. Bezwzględnie niepokoić może wpływ tej sytuacji na system ubezpieczeń. Jeśli nie będziemy patrzeć w tych kategoriach, możemy na to spojrzeń inaczej – ludzie będą funkcjonowali w różnych systemach życia intymnego.

Część będzie niewątpliwie sfrustrowana i to jest powód do obaw, bo frustracja mężczyzn zazwyczaj przejawia się działaniach agresywnych, a do tego można tę agresję kumulować przy pomocy polityki. W tym dostrzegam realne niebezpieczeństwo.

W Chinach ta nadwyżka mężczyzn sięga już 70 milionów.
Warto więc przyjrzeć się temu, co ta nadwyżka powoduje. Otóż mamy dziś w Chinach rynek matrymonialny sterowany przez kobiety, które w dużych miastach przeprowadzają rodzaj castingu na męża. Wielu mężczyzn nie jest wręcz w stanie spełnić warunków przystąpienia do tego castingu. Ten system trwa jednak w Chinach, ponieważ nadal małżeństwo jest tam instytucją finansowo-reprodukcyjną, która jest gwarantem życiowego sukcesu. Ale w Europie Zachodniej już tak nie jest – dobrze zarabiająca singielka może bez trudu poradzić sobie bez męża. Oczywiście, mamy dziś w Polsce spory odsetek ludzi, którzy są przerażeni skalą tych zmian. Do tej pory po prostu nie dostrzegali zachodzących zjawisk. Mamy więc konflikt dwóch różnych wizji świata – metropolii funkcjonujących w innej rzeczywistości i tej Polski, dla której zmiany nie są oczywiste. To wszystko wykorzystują politycy, którzy zamiast łagodzić napięcia, podsycają je.

Konsekwencją tego czasu chaosu jest zmniejszająca się dzietność. Perspektywa Polski zanikającej jest nieuchronna?
Nie patrzę na to w ten sposób. Musimy natomiast, jako społeczeństwo, wymyślić się od nowa, bo nieuchronnie będziemy się kurczyć. Społeczeństwa były do tej pory samosterującymi się układami. Dziś, między innymi za sprawą technologii, która zmienia wszystko – dobieranie się ludzi w pary i rynek pracy – stary układ robi się niesterowny.

Kto miałby nas wymyślić?
Może ci, których do tego wynajmujemy? Politycy. Niestety ta grupa zawodowa oderwała się od wyzwań, które przed nami stoją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska