Prace nad projektem zmian w ustawie o uboju zwierząt rozpoczęły się latem po emisji telewizyjnego reportażu, kręconego ukrytą kamerą, w którym reporterzy ujawnili, że do uboju w jednej z mazowieckich rzeźni trafiały chore zwierzęta, które nie powinny trafić do rzeźni. Ich mięso zaś nie powinno być spożywane.
Reportaż odbił się szerokim echem także za granicą, bo mięso trafiło do 9 krajów Unii Europejskiej. Boleśnie odczuli to producenci żywca. Reakcją wielu dotychczasowych odbiorców z zagranicy była rezygnacja z dostaw. Producenci zażądali od rządu interwencji.
Prace nad nowelizacją ustawy i uszczelnieniem kontroli nad ubojem były odpowiedzią na ich protesty. Najpoważniejsza zmiana dotyczy sytuacji weterynarzy nadzorujących rzeźnie.
Weterynarz na etat
Obecnie nadzór na ubojem prowadzą tzw. wyznaczeni lekarze weterynarii. Wyznacza ich powiatowy lekarz weterynarii i podpisuje z nimi umowy-zlecenia. Lekarzy na etatach w Powiatowych Inspektoratach Weterynarii jest bardzo niewielu. - U nas jest około dwudziestu - mówi Grzegorz Wegiera, Powiatowy Lekarz Weterynarii z Poznania. - Ale są inspektoraty, gdzie jest ich dwóch lub trzech. Przy takiej obsadzie kadrowej zapewnienie nadzoru nad ubojem jest absolutnie niemożliwe, ale nie taki jest zamysł ustawodawcy - podkreśla.
Jak wyjaśnia, lekarze, dotychczas pracujący na umowy-zlecenia jako lekarze wyznaczeni, mieliby docelowo zostać etatowymi pracownikami Powiatowych Inspektoratów Weterynarii. Byliby wtedy funkcjonariuszami służby cywilnej.
- I tu rodzi się pierwszy problem - zwraca uwagę Grzegorz Wegiera. - W służbie cywilnej nie ma nadgodzin. W przypadku kontrolowania uboju to bywa konieczność. Do tego praca zmianowa. Trzeba też pamiętać, że pracownikowi przysługuje urlop, trzeba się liczyć także ze zwolnieniami lekarskimi, siłą faktu zatrudnienie musi być nieco większe. Trzeba tych ludzi gdzieś posadzić, wyposażyć w sprzęt do pracy. To zupełna zmiana systemu, nie da się zrobić tego z dnia na dzień. Liczę na długie vacatio legis - podkreśla.
Monitoring od początku
Inna zmiana to obowiązek zainstalowania monitoringu już w miejscu rozładunku zwierząt dostarczanych do rzeźni. Ubojnie będą musiały zapisy kamer rejestrować, kopiować i przechowywać przynajmniej przez kwartał. Inspekcja weterynaryjna będzie mogła je w każdej chwili obejrzeć.
Podobnie monitorowane będą musiały być pomieszczenia, w których zwierzęta są ogłuszane i wykrwawiane.
Co więcej, monitoring będzie musiał działać całodobowo, by niemożliwe było prowadzenie uboju niezgodnie z przepisami poza normalnymi godzinami pracy zakładu.
Czytaj też: MISTRZOWIE AGRO 2019 | Wielkopolscy rolnicy, gospodynie i gospodarze oraz sołtysi uhonorowani! Dyplomy i atrakcyjne nagrody wręczone
Za niedopełnienie tych obowiązków, w tym nieskopiowanie nagrań lub nie przekazanie ich na żądanie Inspekcji Weterynaryjnej, będzie groziła kara nawet do pięciu średnich krajowych pensji za poprzedni rok. Dziś byłyby to prawie 23 tysiące złotych.
Wyższe będą też kary za naruszenia przepisów o rejestracji i identyfikacji zwierząt. Dziś maksymalnie można było zapłacić 500 zł, nowelizacja przewiduje karę do 5 tysięcy.
Ubojnie nie dostrzegają problemu, gdy chodzi o dostosowanie się do nowych przepisów.
- Nie znam jeszcze tej propozycji dokładanie. Ale z tego, co rozumiem, w stosunku do obowiązujących regulacji to niewielkie rozszerzenie obowiązków - mówi Albert Tarnogrodzki z firmy Jutor. - Nowym obowiązkiem będą kamery tam, gdzie zwierzęta są rozładowywane. My już z nich korzystamy. Więc zmian niemal nie poczujemy.
Sprawdź też:
- Najbardziej przerażające miejsce w Wielkopolsce. Co kryje?
- Przestępcy z Wielkopolski poszukiwani przez policję. Widziałeś któregoś z nich?
- Za te choroby zawodowe dostaniesz odszkodowanie
- 10 nieoczywistych rzeczy, którymi zachwyca Poznań
- Gdzie są grzyby w Wielkopolsce? Zobacz dane z weekendu
- Zobacz hostessy, które odwracają uwagę od samochodów
