Pan Dariusz mieszka na bydgoskim Szwederowie. W nie najbrzydszej kamienicy. Życie ma jednak brzydkie. - Na własną prośbę - twierdzi pani Teresa, jego mama, którą spotykamy na podwórku.
Mężczyzna skończył 51 lat. Konkubina odeszła od niego ponad rok temu. Zostawiła siedmioro dzieci. Najstarszy syn jest pełnoletni. Najmłodsze są trojaczki. Mają po trzy lata. - Chciałam Darkowi pomóc wychować młodsze dzieci, ale w sądzie usłyszałam, że jestem za stara - przyznaje babcia gromadki, 68-latka.
Sąd zdecydował też, żeby dzieci trafiły do placówek opiekuńczo-wychowawczych. Rodzeństwo zostało rozdzielone. Przebywa w trzech różnych miejscach. Ostatnio sąd zgodził się na urlopowanie dzieci, czyli pobyt przez święta w rodzinnym domu.
Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz.
Ewa Taper, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, potwierdza, że pan Dariusz to ich podopieczny. O dziwnej decyzji sądu mówi tylko tyle: - Widocznie sąd chciał dać szansę temu ojcu, ale on jej nie wykorzystał.
Małolaty pojechały do taty na święta Bożego Narodzenia. Po paru dniach zostały mu odebrane. Od razu. 1 stycznia policja dostała zgłoszenie. Najstarszy syn zadzwonił. Mówił, że ojciec pije zamiast opiekować się dziećmi.
Podkom. Przemysław Słomski z biura prasowego bydgoskiej policji: - Miał prawie dwa promile alkoholu. Jeszcze tego samego dnia dzieci trafiły z powrotem do placówek.
A ich ojciec trafił w ręce policji. Gdzie teraz się podziewa? - Nie wiem. Zniknął gdzieś - opowiada pani Teresa.
Więcej o sprawie w poniedziałkowej "Gazecie Pomorskiej". Możesz kupić też e-wydanie.
Czytaj e-wydanie »