- Biorąc pod uwagę suszę i rosyjskie embargo, branża sadowników nie poniosła większych strat. Zebraliśmy ogromną ilość jabłek, które są konkurencyjne na zachodzie Europy. Wchodzimy także na rynek Chin - zwraca uwagę Piotr Grel, ekspert ogrodnictwa. - To, co Holendrom zajęło dziesięć lat, my załatwiliśmy w dwa sezony. Chińczycy są w stanie kupić od nas każdą ilość. Problem w tym, że chcą od nas kupować tylko żółte albo zielone jabłka. Nie ma u nich, tak jak u nas, różnobarwnych odmian, bo dla Chińczyka to nie jest jabłko. To tak jak w naszym przypadku banany mają być żółte i zakrzywione. Sęk w tym, że w Ekwadorze, skąd sprowadzamy banany, śmieją się z nas, że jemy banany, które w tym kraju są paszą dla zwierząt, ponieważ te o lepszej klasie trudno dostać w sklepach. Dla nas niemożliwe jest je odróżnić gołym okiem - dodaje Piotr Grel.
Zarówno on, jak i inni eksperci z branży ogrodniczej spotkali się w Podkarpackim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Boguchwale na podsumowaniu 2015 roku w ogrodnictwie.