Znajdujący się niemal w centrum Włocławka stadion Włocłavii od zawsze uważany był za własność klubu, użytkującego ten teren od ponad 50. lat. Możliwość podjęcia starań o dotacje z Unii Europejskiej skłoniła działaczy klubu do uporządkowania spraw własnościowych. Zanim w 2000 roku postanowili wystąpić do sądu o stwierdzenie nabycia praw do stadionu przy ul. Chopina przez zasiedzenie,
sprawdzili księgi wieczyste
Wynikało z nich, że właścicielka liczącego około 30 tys. metrów kwadratowych terenu, Zofia D., wyjechała w 1946 roku do USA. W księgach wieczystych nie było żadnej wzmianki o ewentualnych spadkobiercach. Chętni do schedy po Zofii D. pojawili się niedawno, gdy w sądzie był już złożony wniosek o stwierdzenie nabycia spadku. Pierwsza rozprawa nie odbyła się z prozaicznego powodu - klub nie miał 7 tysięcy złotych na wadium, wymagane przy rozpoczęciu procedury procesowej.
Porządkowanie spraw własnościowych wznowione zostało w ubiegłym roku przez nowy zarząd klubu. - Jedyną słuszną drogą wydawało się wniesienie sprawy do sądu, tylko on może bowiem definitywnie rozstrzygnąć, kto ma rację - mówi Dariusz Wesołowski, prezes Wło-cłavii. Nie kryje, że roszczenia spadkobierców są, jego zdaniem, bezzasadne. - Podczas kolejnych rozpraw przedstawiliśmy wielu świadków, dawnych działaczy, zawodników, którzy poparli nasze stanowisko - mówi Dariusz Wesołowski. - Druga strona nie bardzo potrafiła udowodnić swoje racje, więc ostatecznie sąd zdecydował o przyznaniu nam praw do stadionu przez zasiedzenie.
Wyrok nie jest prawomocny
spadkobiercy zapowiadają złożenie apelacji. - Żadne dowody przedstawione przez naszą stronę nie zostały przez sąd wzięte pod uwagę, dlatego zamierzamy zaskarżyć ten wyrok do sądu wyższej instancji - powiedział nam wczoraj pełnomocnik spadkobierców, dysponujących postanowieniem sądu w Warszawie o nabyciu spadku.
Klubowi działacze przypominają, że to oni, mimo finansowych trudności, od ponad pół wieku utrzymują stadion i zaplecze z własnych funduszy. Są przekonani, że racja jest po ich stronie.