Rząd: zamykamy punkty usługowe
W związku z pandemią koronawirusa, wielu właścicieli już nawet kilka tygodni temu zdecydowało się zamknąć swoje salony. Pozostali wprowadzili limity w liczbie przyjmowanych klientów i podwyższyli środki ostrożności, by możliwie jak najbardziej obniżyć ryzyko zakażenia, ale jednocześnie prowadzić działalność.
- W trosce o swoje rodziny, pracowników i klientów, większość przedsiębiorców z własnej inicjatywy zamknęła salony. Taką postawą na pewno przyczynili się do zahamowania rozprzestrzeniania się wirusa, jednak siebie narazili na straty - zauważa Sebastian Maśka, CEO Versum - systemu do zarządzania salonami w branży hair&beauty.
Jednak odkąd premier Mateusz Morawiecki ogłosił decyzję rządu o zamknięciu punktów usługowych od 1 kwietnia, nad wieloma przedsiębiorcami z branży beaty zawisło widmo bankructwa. Zamknięcie salonów oznacza dla nich gigantyczne straty przy wysokich kosztach stałych.
Wspieramy Lokalny Biznes!
Pani Adriana to jedna z osób, która decyzję o zamknięciu punktów usługowych odczuje bardzo boleśnie. - Problemy zaczęły się w drugim tygodniu marca. Od tego czasu liczba klientek dramatycznie spadła, ale cały czas starałam się, aby zakład funkcjonował, by zarobić na koszty stałe i pensje dla pracowników - mówi Adriana Komolibio-Olakowska, właścicielka salonu kosmetycznego z Torunia, która zatrudnia 6 pracowników.
W podobnej sytuacji są także salony fryzjerskie, których właściciele właśnie stracili jedyne źródło dochodu.- To będzie bardzo ciężki czas. Zostałem bez dochodu, mam na utrzymaniu rodzinę i firmę: odprowadzanie składek, podatki, czynsz za wynajem, zaopatrzenie. To duże koszty, które będę musiał ponieść z moich oszczędności - opowiada Piotr Wargin, właściciel salonu fryzjerskiego z Bydgoszczy.
Ratunkiem dla takich przedsiębiorców mają być rozwiązania wprowadzane w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. Zakładają one m.in. dopłaty do wynagrodzeń dla pracowników, pożyczki oraz zawieszenie, a nawet umorzenie składek na ZUS przez trzy miesiące. Ostateczny kształt tych propozycji cały czas nie jest jednak znany. Ustawa jest już po poprawkach Senatu, ma ponownie trafić pod obrady Sejmu.
- Najgorsza jest właśnie ta niepewność. Rozumiem, że takie ograniczenia musiały zostać wprowadzone, ale dlaczego nie zostaliśmy o nich uprzedzeni? - pyta Piotr Wargin. Nadal nie ma pewności, kto i w jakiej formie będzie mógł liczyć na pomoc państwa, ani do kiedy nasze salony będą musiały pozostać zamknięte - dodaje.
Te wątpliwości podziela również właścicielka salonu kosmetycznego. - Muszę liczyć się z ogromnymi stratami i martwię się, czy pomoc obiecywana w ramach tzw. tarczy antykryzysowej wystarczy, by utrzymać biznes - zaznacza Adriana Komolibio-Olakowska.
Nadzieją na przetrwanie tej trudnej sytuacji w branży beauty może być sprzedaż voucherów na usługi w przyszłości, a także wprowadzenie do oferty pakietów na wykonywanie wybranych zabiegów w domu oraz prowadzenie szkoleń online. To również czas dla salonów czas na przygotowanie się do ponownego wejścia na rynek i funkcjonowania w nowych warunkach - Zwiększą się restrykcje, wymogi sanitarne, bardziej niż kiedykolwiek będą też przydatne narzędzia jak systemy do zarządzania salonem, pozwalające np. na planowanie pracy zespołu, z uwzględnieniem obowiązkowych przerw czy z ograniczeniem liczby osób przebywających w pomieszczeniu - prognozuje Sebastian Maśka.
Kiedy sytuacja powinna wrócić do normy?
- Mimo że kryzys dotkliwie uderzył w całą branżę, to uważamy, że gdy tylko zniesione zostaną ograniczenia wychodzenia z domu, salony wrócą do pracy, a klienci salonów tłumnie do nich wyruszą - uważa Sebastian Maśka.
Dobra informacja jest taka, że zdaniem ekspertów, po przestoju związanym z koronawirusem, wzrośnie popyt na usługi, a co za tym idzie - liczba klientów.
- Prognozujemy, że po ustabilizowaniu sytuacji, ruch w salonach zwiększy się o 200-300% - dodaje Sebastian Maśka.
