Do samosądu doszło w ubiegłym roku. Pięciu mężczyzn dopadło 46-letniego Andrzeja W. w sadzie, gdzie baraszkował z Kamilą K., nieletnią siostrą jednego z nich. Tłukli go pałką wystruganą ze szczapy drewna na opał, prętem zbrojeniowym, rurką i tasakiem. Zabili, choć twierdzą, że chcieli jedynie dać nauczkę recydywiście terroryzującemu okoliczne wsie i deprawującemu nastolatkę.
Przed sądem składał zeznania m.in. ojciec dwóch spośród oskarżonych - braci Remigiusza i Andrzeja N. Świadek stwierdził, że wie, iż pobity mężczyzna żył, kiedy przyjechała karetka, czego nie potwierdzają akta śledztwa.
- Opowiedziała mi o tym Kamila K. Nie mówiłem o tym, bo nikt mnie o to nie pytał - tłumaczył mieszkaniec Janowa.
Ojciec oskarżonych podobno dowiedział się od dziewczyny, że Andrzej W. charczał i dawał oznaki życia. Kamila K. miała zapytać jednego z policjantów, czy ma wezwać karetkę, jednak ten ponoć odmówił, twierdząc że W. i tak już nic nie pomoże.
Do sądu przyjechała też matka ofiary. Potwierdziła, że syn był u niej przed śmiercią, odebrać pieniądze za hektar ziemi, odziedziczonej po ojcu.