- Co pana tak ciągnie do podróżowania?
- To jest nałóg. W zeszłym roku odbyłem 46 czy 47 podróży po Europie. Ktoś mnie zapytał, dlaczego nie mogę usiedzieć na miejscu. Odpowiedziałem, że z powodów zdrowotnych. W Polsce strasznie boli mnie głowa, a jak wyjeżdżam, od razu mi przechodzi (śmiech). Uwielbiam podróżować, znam kilka języków, mam wielu przyjaciół na całym świecie.
Lubię jeździć tam, gdzie jeszcze nie byłem. Interesuje mnie głównie Europa. Nie jestem Wojciechem Cejrowskim, który musi latać po rozgrzanych węglach z Indianami. Wolę zaglądać ludziom w talerze, żeby przekonać się, co jedzą. Obserwuję zwyczaje i zachowanie. To mnie interesuje. Podróże to także świetny sposób na naukę języków.
- Jakie pan zna języki?
- Hiszpański, niemiecki, rosyjski, włoski i angielski. Niedawno zacząłem się uczyć także arabskiego. Moja małżonka jest Włoszką i wiele lat mieszkaliśmy za granicą. Najpierw w Anglii, potem rok w Niemczech, a głównie we Włoszech. Dużo czasu spędziliśmy w Turynie, w rejonie, gdzie było dużo Arabów. Uczyłem się ich języka pół roku. Nauczyć się arabskiego to jest dopiero sztuka.
- Jak pan poznał swoją małżonkę?
- Na Dworcu Centralnym w Warszawie. Pisała akurat pracę o wymianie handlowej i przyjechała do naszego kraju. Jako ciekawa świata studentka uniwersytetu w Mediolanie, zgłębiała tradycje krajów socjalistycznych. Bardzo ją to interesowało. Poznaliśmy się dzięki mojemu koledze.
Tadeusz Chudecki, który gra Henia w "M jak miłość", jest najbardziej znanym podróżnikiem wśród aktorów. Odwiedził wszystkie kraje Europy, a tylko w zeszłym roku odbył niemal 50 podróży! O tym, jak za niewielkie pieniądze polecieć na Maltę, do Hiszpanii czy Portugalii, opowiada w autorskim kąciku "Za Euro po Europie" w magazynie "Pytanie na śniadanie" w TVP 2
- Ma pan dzieci?
- 13-letniego syna Szymona albo Simone, jak kto woli. Tak szybko rośnie, że mam wrażenie, iż niedługo się ożeni (śmiech). Jest zapalonym piłkarzem i kibicem. Jego ulubione drużyny to FC Barcelona i Juventus Turyn.
Do strasznej sytuacji dochodzi, kiedy grają przeciwko sobie Polacy i Włosi. Wiadomo, komu kibicuje żona, wiadomo, komu ja. A Szymon ma problem. Rozwiązuje go skłaniając się w stronę zwycięzcy. W ten sposób zawsze wygrywa (śmiech).
W zeszłym roku, gdy Włosi zostali mistrzami świata w piłce nożnej, byliśmy akurat na Sardynii. Co tam się działo! Oglądaliśmy mecz finałowy w barze. Po każdym golu biegaliśmy wykąpać się do morza. Potem pojechaliśmy do miasta, a tam dziewczyny w bikini tańczyły na dachach samochodów! Włosi potrafią się bawić.
Uwielbiam Włochów, bo wiedzą, po co pracują. Tylko we Włoszech można spotkać dorosłych facetów w saunie, którzy opowiadają, co mamusia wczoraj ugotowała albo, w której restauracji podają najlepsze spaghetti con le vongole. To jest szalenie sympatyczne.
- Lubi pan Henia, swojego bohatera z "M jak miłość"?
- Bardzo. Ale musiałem się do niego zbliżyć i lepiej go poznać. Ma dużo wspólnego ze mną. No, może jestem od niego ździebko inteligentniejszy (śmiech). To fajna postać, takie wielkie dziecko. Nie jest za mądry, ale ma wielkie serce. To piękny i ciepły człowiek. Czasami może irytować, o czym świadczą pierwsze reakcje najbliższej rodziny. To jest niestety cecha polska - zanim poznamy człowieka, już mamy na jego temat zdanie.
Ostatnio spotkała mnie idiotyczna historia. Jadę pociągiem ze Szczecina, przeczytałem już wszystkie gazety i widzę, że łysy, elegancko ubrany pan, który siedzi przede mną, przeczytał Rzeczpospolitą i układa się do snu. Zapytałem, czy mogę przejrzeć jego gazetę. A on odparł: "Proszę pana, mam taki zwyczaj, że dopóki nie skończę czytać gazety, nikomu jej nie daję. Kiedy to zrobię, mogę ją panu nawet podarować". Myślałem, że się zapadnę pod ziemię. Potraktował mnie jako kogoś, kogo nie stać na gazetę. Są tacy ludzie. Ja taki nie jestem.
- Co spotka Henia w najbliższych odcinkach serialu?
- Niedawno przeczytałem scenariusze nowych odcinków. Są w nich bardzo zabawne sceny, które opowiadają o tym, jaki tak naprawdę jest Henio. W jednym z odcinków mój bohater wyjdzie z Anią (Justyna Amerlik - przyp. aut.) do parku na spacer i zaprzyjaźni się z kloszardem. Przyciągnie go do domu, każe mu się wykąpać i zrobi kakao. Łukasz (Adrian Żuchewicz - przyp. aut.) powiadomi o tym mamę (Dominika Ostałowska - przyp. aut.), która natychmiast przyjedzie z sądu. Marta odbędzie z Heniem rozmowę wychowawczą i wyjaśni mu, że nie można w ten sposób postępować. To samo powie mojemu bohaterowi przez telefon Norbert...
- Odczuwa pan już popularność "M jak miłość"?
- Nie zdawałem sobie sprawy, że ten serial jest aż tak popularny! Wracałem niedawno ze Szczecina i okazało się, że wszystkie kobiety wołają do mnie: "Panie Heniu!". Miałem nawet poważną rozmowę w pociągu.
Jedna pani powiedziała mi: "Panie Heniu, pan jest takim dobrym człowiekiem, musi się pan ożenić z Martą!". Tłumaczyłem tej pani, że nie mogę, ale i tak nie dawała za wygraną.
- Henio zostaje w serialu na dłużej?
- Myślę, że tak. Scenarzyści mają duży problem, jak pokierować tą postacią i całym wątkiem. Śmierć Mariusza Sabiniewicza to dla nas wszystkich wielki dramat, bardzo to przeżywamy. Kochaliśmy go, był świetnym facetem. Strasznie nam go brakuje i będzie brakowało.