
Czym dla pana była gra w siatkówkę?
To była duża frajda i radość. Zawsze powtarzałem, że muszę się dobrze bawić i tak było przez całą moją karierę. Gdyby mnie to nie bawiło, to pewnie dużo wcześniej skończyłbym karierę, a nie w wieku prawie 43 lat.

Jednak siatkówka i sport zawodowy w ogóle, to nie tylko zabawa, ale ciężka praca...
Oczywiście, ale dlatego potem jest satysfakcja, frajda czy radość. Trzeba lubić, co się robić. Wtedy łatwiej radzi się sobie z przeciwnościami i trudnościami oraz kontuzjami.

Odnajduje się pan już w nowej rzeczywistości?
Powoli (śmiech). Na razie łapię się na tym, że jak wstaję, to już nie muszę się nigdzie spieszyć i ciągle patrzeć na zegarek. Przyzwyczajam się do nowych warunków. Zawsze po zakończeniu sezonu jest dziwnie, bo wszystko się zmienia. A co dopiero po 24 latach zawodowej kariery. Generalnie sport uprawiałem od 10 roku życia, więc prawie przez 33 lata. Wczoraj śmiałem się żoną, że w końcu jak normalny człowiek będę mógł wziąć lekarstwa jak będę chory, a nie patrzeć najpierw na skład czy nie ma tam czegoś zakazanego przez Komisję Antydopingową.

Zaplanował pan urlop?
Na razie jeszcze nie. Teraz jest czas dla rodziny i naszych psiaków. Będę chciał też spotykać się ze znajomymi, na co nie było czasu podczas sezonu, który był długi i wyczerpujący. Nie pamiętam kiedy ostatnio grałem w maju.