Ja tam na przykład świetnie rozumiem pana Szczęsnego, bo sam kiedyś grałem na bramce (reprezentacja bloku) i przerżnęliśmy tylko dlatego, że nikt mi nie wyjaśnił, że bramkarz nie może stać za linia bramkową. Toć, wystarczy wyjaśnić naszemu bramkarzowi i od razu będzie progres.
Świat się nie zawalił, zresztą wszędzie warto szukać pozytywów (tylko nie wypowiadajcie głośno słowa „szukać” wśród Słowaków!). Na przykład: z badań wynika, że Polacy są w ścisłej czołówce narodów lubianych przez Słowaków. A przegrana w gronie przyjaciół to jakby nie przegrana. Albo jeszcze inaczej - gdybyśmy nawet wygrali, momentalnie byśmy o tej Słowacji zapomnieli. Tak jak z kolegami ze szkoły – tych z młodszych klas zupełnie się nie pamięta, ale tych o rok wyżej – jak najbardziej.
Dzięki przegranej mieliśmy okazję docenić tego kolegę nie tylko przez okoliczność prażenego syra i hranolek oraz stoku narciarskiego. Potraficie wymienić nazwisko jakiegoś słowackiego pisarza? A reżysera słowackiego? No, właśnie. A Słowacy trochę jednak o nas wiedzą. Więc może i Lewandowski przegrał, ale Sienkiewicz i Kieślowski wygrali, więc i tak 2:1 dla nas. A znacie może jakieś polskie przysłowia o Słowakach? Nie znacie? To wyobraźcie dobie, że w języku słowackim takie funkcjonują, na przykład: „Gdy się dwaj Polacy zejdą, to w trzy strony się rozejdą”. Albo: „Węgierski most, niemiecki post, polska modlitwa - mało warte”. Doceńmy więc tę radość Słowaków, bo my wygralibyśmy po prostu z południowymi sąsiadami, podczas gdy oni odnieśli tryumf nad drużyną przysłowiową.
A skoro o hranolkach. Jęk zawodu podczas meczu ze Słowacją dopadł mnie w bydgoskiej pizzerii, w której za pizzę zapłaciłem 28 złotych. Za tę samą, która rok temu kosztowała 19. Dzień wcześniej kupowałem w Toruniu lody po 7 zł gałka (!). Rok temu – 4,50. I to jest, kochana gastronomio, zapłata za solidarność w pandemii? Noż… Ale OK, również w tych lodach znajdźmy pozytywy: koniec z niemieckim postem! Włączamy post węgierski!
