
Tak było w skansenie pszczelarskim w Wituni
Właścicielom zabrakło już sił. Skoro władze gminy Więcbork i powiatu sępoleńskiego nie potrafiły przez tyle lat zagospodarować jednej z większych kolekcji w kraju, zbiory powędrowały do kartonów.
- Kto widział, niech się cieszy - powiedział Józef Bondarczyk, właściciel "Pasieki Krajeńskiej" i jednego z niewielu w Polsce prywatnego skansenu pszczelarskiego. - Jestem otwarty na propozycje, kolekcję chętnie przekażę, ale musi to być odpowiednie miejsce, a nie salka w szkole rolniczej w Sypniewie zamknięta w czasie wakacji. Nie chcę wyprzedawać po kawałku. Niech wszystko zostanie na Krajnie. To kawałek historii .
Krajna w miodowej pigułce
Pasiekę ze zbiorami odwiedza się od wiosny do wczesnej jesieni, gdy pszczoły pracują i można posmakować miodu, a przy okazji również słynnego miodownika żony Haliny. W czasie letnich wakacji skansen w Wituni był jedynym miejscem, które należało "zaliczyć" w powiecie sępoleńskim, bo w krainie poniemieckich dworków, jezior i lasów oraz pięknych kościołów jakoś nie udało się otworzyć muzeum ani nawet porządnej izby regionalnej.
O historii Krajny można się dowiedzieć jedynie z "Zeszytów Historycznych" Leszka Skazy albo ze strony internetowej powiatu sępoleńskiego. Na to jednak turysty - o którego od lat zabiegają włodarze Więcborka i Sępólna - się nie zwabi. Komu by się chciało czytać takie cegły podczas letniej kanikuły? Czasem jednak turysta chce coś zobaczyć. Tę funkcję przez dziesięć lat pełnił skansen w Wituni i gościnni Bondarczykowie.
Pięć tysięcy w skansenie
Od początku towarzyszyła pszczelarskiemu minimuzeum "Gazeta Pomorska". Zaczęła Emilia Bystrykowa, która opisała rodzinne korzenie Józefa Bondarczyka i jego kresowych dziadków, którzy też trudnili się pszczelarstwem.
"Pomorska" towarzyszyła, gdy pan Józef wzbogacał swoje zbiory o naczynia do miodu, biżuterię, medale, znaczki, gdy przybywało rzadkich książek o pszczelarstwie i gdy do skansenu przybywały coraz liczniej wycieczki. - Dokładnie nie jestem w stanie policzyć, ale przez te dziesięć lat przewinęło się przez Witunię z pięć tysięcy osób - mówi Józef Bondarczyk.
Nic dziwnego, skoro więcborski pszczelarz potrafi o swojej pasji zajmująco opowiadać. A po obejrzeniu podkurzaczy fajkowych (największej kolekcji w Polsce), zabytkowych uli, kószek, miodowych etykiet, smakowaniu wybornych miodów z pasieki aż chciałoby się zająć własną pasieką. Spokój pszczelarza i sielankowe otoczenie pasieki się udzielają. Bo gdzież będzie lepiej niż w zgodzie z naturą i w otoczeniu pszczelich rzeźb i obrazów twórców ludowych?
Niech inni promują
Niestety, to już przeszłość. Lat nikomu nie ubywa. Bondar-czykowie zaganiani przy pracy w pasiece i skansenie zdecydowali, że czas wyhamować. Kilka lat trwały rozmowy o przekazaniu kolekcji gminie Więcbork. Był pomysł na skansen w dawnej leśniczówce w Runowie, potem, zaangażował się powiat i zaproponował salkę w szkole rolniczej w Sypniewie. Skończyło się tym, że w środę Bondarczykowie podpisali akt notarialny sprzedaży działki w Wituni, spakowali kolekcję w kartony, oddali klucze nowemu właścicielowi i pojechali na wycieczkę do Ziemi Świętej. - Dłużej już nie dałbym rady, czas odpocząć, niech inni wezmą się za promocję Krajny - mówi Józef Bondarczyk. - W końcu są od tego ludzie, którzy biorą za to pieniądze. Pasjonaci mają prawo być zmęczeni. Jestem otwarty na propozycje. Chciałbym, aby kolekcja była zaczątkiem muzeum, ale nie na siłę i po łebkach.