https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skarby jego świata

Tekst i fot. BOGUMIŁ DROGORÓB [email protected]
Jedna z wielu fotografii. Na niej znajdujemy dom narożny na rynku nowomiejskim, gdzie mieściła się drukarnia.
Jedna z wielu fotografii. Na niej znajdujemy dom narożny na rynku nowomiejskim, gdzie mieściła się drukarnia. fot. BOGUMIŁ DROGORÓB
Fotografie, dokumenty, książki - to dziś najbardziej interesuje nowomiejskiego miłośnika historii regionu - Zdzisława Rybickiego.

Dom przy ul. Norwida w Nowym Mieście Lubawskim. Przez drugie drzwi na podwórko, schodami pod górę, niemal pionowo. Tam, w niewielkim mieszkaniu, na stole równo poukładane eksponaty. Ale to tylko wystawa tymczasowa, na okoliczność reporterskiego zapisu, ułatwiająca rozmowę.

Ślusarz, mechanik, kierowca - to atrybuty zawodowe Zdzisława Rybickiego. Z wyboru jest miłośnikiem historii, można powiedzieć: regionalistą. Wprawdzie nie sporządza dokumentacji opisowej tego, co ma, ale potrafi dokładnie opowiedzieć, umiejscowić zdarzenie w historii. Z dokumentu, fotografii, odręcznej notatki doskonale kojarzy fakty dotyczące miasta, okolicznych wsi, postaci żyjących kiedyś, a znaczących dla Nowego Miasta Lubawskiego, czy szerzej - regionu. Na pewno nie jest typem gawędziarza, który potrafi dorysować do faktów i zdarzeń rodzaj legendy. Chyba dlatego, poprzez swój realizm, jest prawdziwy w tym co mówi, co komentuje, co przedstawia.

- Tradycji rodzinnej nie było. Ani dziadek, ani ojciec nie mieli takich pasji. Natomiast mój przypadek jest dość typowy. Jako chłopak zbierałem znaczki, monety, czasami jakiś bagnet się trafił. Po jakimś czasie zrezygnowałem z tego, próbowałem zbierać lampy naftowe. Kolekcja była nawet dość spora. Okazało się, że jednak nie był to ten kierunek. Już jako bardziej dojrzały człowiek zacząłem przyglądać się bliżej własnej historii. Rodzina od strony dziadka, mama, pochodziła z ówczesnych ziem zaboru pruskiego, ojciec z kolei z Żuromina.
Rodzinnych pamiątek nie znalazłem żadnych, dosłownie zero, może z kilkanaście zdjęć. Nic się nie uchowało. Z jednej strony Niemcy gonili, z drugiej Ruscy. Po prostu, nic nie zostało. Papier ucieka. Papierowy dokument bywa nietrwały. A najgorzej, gdy jakiś rarytas, coś znaczącego, znajdzie się w kupie śmieci. Niestety, czasami trzeba kupić kilogram śmieci, żeby jeden papierek wydobyć. Historia ucieka.

Skarby jego świata z pewnością mogą budzić zainteresowanie, ale nie dla każdego są zrozumiałe. No bo cóż mogą oznaczać fotografie ślubne, czy weselne rodzin, których on sam nie zna. Wie jedynie, że bohaterowie pochodzą z tych ziem, okolic Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Kurzętnika, Biskupca. Pochodzą jednak sprzed I wojny światowej, są dokumentem tamtych lat, obrazem tradycji i kultury. I to już jest ważne, jest jakiś punkt zaczepienia, pewna wartość.
Kupi, wymieni na coś ciekawego. Taniej, drożej. Każdy ma swoje sposoby. Najważniejsza jest cierpliwość. Czy w Brodnicy, Grudziądzu, czy u siebie, w Nowym Mieście Lubawskim. Bliżej, dalej nie ma znaczenia. Zbieracze staroci znają się dobrze, wiedzą dokładnie, kto co posiada, ale bywa też, że potrafią zaskakiwać starych wyjadaczy. I to najbardziej im imponuje, wnosi nowy temat do rozmowy, odkrywany jest nowy fragment historii. Oczywiście nieznany.

Jedna z tych fotografii ma znaczenie niezwykłe. Pokazuje dom narożny
na nowomiejskim rynku, o ciekawej architekturze. Mieściła się tam swego czasu drukarnia czasopisma "Drwęca". Dziś, po latach, ten narożny budynek odzyskał swój blask, jak gdyby remontowany był na podstawie zdjęcia z kolekcji Zdzisława Rybickiego. Tyle, że nie ma już drukarni, czasopismo "Drwęca" ukazuje się sporadycznie, na parterze budynku jest sklep spożywczy, na piętrze mieszkania nowych właścicieli. Tu mała dygresja - przyznać trzeba, że podczas remontu zadbali o zachowanie wszystkich najważniejszych elementów tej secesyjnej architektury.
Wśród parafian i kapłanów kościoła pw. św. Tomasza Apostoła pojawia się biskup chełmiński, Stanisław Okoniewski. Jest to okres międzywojenny, lata dwudzieste minionego wieku. Fotografia na kartonie, twarda. Następna z kolekcji prezentuje sklep fotograficzny Romana Wojteckiego. Zdaje się, że nie był wyłącznie związany z fotografią, wydać, że handlował także tytoniem, papierosami.
- Jak się dobrze przyjrzeć, najlepiej pod lupą, widzi się drobne detale.

Szkoła w Kurzętniku, zdjęcie z 1919 r. Niepodległość tu jeszcze nie dotarła, postanowienia Traktatu Wersalskiego o powrocie Pomorza do Macierzy to dopiero 1920 r. Na odwrocie notatka: stoją Kwiatkowski, Klebba, Brzeski, Białkowski, Bauer inni, trudno zatarte nazwiska rozszyfrować. Boże Ciało, niosą sztandary, idzie procesja. Kondukt pogrzebowy. Urzędnicy powiatowi w Nowem Mieście nad Drwęcą. Pierwsza Komunia Święta. Młodzi w lesie rakowieckim. Manifestacja. Nowomiejski szpital, prezentują się pielęgniarki. Piłkarze klubu sportowego "Drwęca" powstałego w 1919 r., stoi cała drużyna, bramkarz w czapce wojskowej. Śnieg, sanna. Nowomiejscy Żydzi. Kareta z Łąkorza. Młody człowiek z harmonią, lokalny muzyk. Zdjęcia hasła, z dokładną datą, czasami opisem.
Niemal każdy dokument z kolekcji nowomiejskiego regionalisty ogląda się z emocją.

Najbardziej porażający jest świstek papieru zatytułowany "Kreigsfreiwiligge" z 1939 r.: "Przysięgam na Boga, że wodzowi niemieckiego państwa i niemieckiego narodu Adolfowi Hitlerowi, głównodowodzącemu Wehrmachtu będę bezwzględnie posłuszny i jako dzielny żołnierz będę w każdej chwili gotów oddać życie dla spełniania tej przysięgi..."
- Tak, to jest prawda, niestety - mówi Zdzisław Rybicki. - Ja znałem tego człowieka, już nie żyje. Jest jego rodzina. Nie powiem kto to, nie mogę niszczyć tych ludzi.
Nie jedyny to przypadek służby w Wehrmachcie ludzi mieszkających na terenach niegdyś wcielonych do zaboru pruskiego. Natomiast jedyny mi znany z tej dodatkowej okoliczności.

Z papierków luźnych, być może mało znaczącym dokumentem - choć nie dla zbieraczy staroci - jest faktura z pieczęcią kasy miejskiej i podpisem rachmistrza. Opiewa na 78 złotych za pobranie kamienia, a rzecz ma związek z budową budynku mieszkalnego.

Albo pismo z 28 kwietnia 1933 r., wysłane z magistratu do pana Wacława Nowaczyka: "Zawiadamia się, iż w miesiącu maju 1933 r. ciąży na Panu obowiązek stawienia zaprzęgu do pożaru pozamiejscowego, który to zaprzęg należy stawić na placu ćwiczeń Straży Pożarnej obok Elektrowni, natychmiast po stosownym alarmie przez syrenę. Stawienie zaprzęgu do pożaru pozamiejscowego uchyla obowiązku stawienia tegoż do pożaru w obwodzie miejskim. Zaniedbanie nałożonego Panu obowiązku będzie karane według obowiązujących przepisów o pożarach..."
Jest też coś z Brodnicy, dla zainteresowanych historią miejscowego pułku - dziś chemicznego, ale kiedyś...

"Brodnica, dnia 19.VII.1935,
Zaświadczam, że star. strzelec rezerwy rocznika 1908 Hoppe Alfons, syn Jana i Marcjanny, powołany na dzień 24 czerwca 1935 do odbycia ćwiczeń wojskowych (...) zgłosił się w 67 pułku piechoty we właściwym czasie i został zwolniony w dniu 20 VII 1935 r. Dowódca 76 p.p. Pecka."

Wśród skarbów Zdzisława Rybickiego jest jeszcze coś, co dopiero zobaczę za jakiś czas. Oryginalna carska skrzynia podróżna. Otwierasz wieko, a tam twarze całej rodziny ostatniego cara Mikołaja II.
Cóż, wszystkich tajemnic nie można tak szybko ujawniać.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska