"Nie mam już powodu, aby go chronić" - mówi grudziądzanka o byłym mężu
W nocy z 4 na 5 lipca 1995 roku na trzecim piętrze budynku przy ul. Bora-Komorowskiego w Grudziądzu dokonano zabójstwa 44-letniego Zbigniewa G.
Za to zabójstwo skazani zostali dwaj mężczyźni. Nie przyznawali się do tego czynu, jednak Sądy Apelacyjny i Najwyższy podtrzymały wyroki 25 lat więzienia. Jeden z mężczyzn wyszedł już z więzienia, drugi nadal przebywa za kratami (za inne przestępstwo).
Wirtualna Polska dotarła do grudziądzanki, która twierdzi, że to nie skazani mężczyźni, ale jej mąż zabił Zbigniewa G.
- Tamtej nocy mąż wrócił do domu w zakrwawionej kurtce, spodniach i butach. Zamknął drzwi i powiedział: "Poderżnąłem mu gardło od ucha, patrz, ile krwi z niego chlusnęło". Kazał mi swoje buty spalić w piecu, a sam pobiegł się umyć w Wiśle. Po powrocie powiedział, że kurtkę wyrzucił na dach garaży przy parku niedaleko naszego mieszkania na Toruńskiej, gdzie wtedy mieszkaliśmy - opowiada kobieta cytowana przez Wirtualną Polskę.
Dlaczego dopiero teraz zdecydowała się o tym opowiedzieć?
- Rozwiedliśmy się kilkanaście lat temu. Jestem sama, niewiele mi życia zostało, nie mam już powodu, aby go chronić - mówi WP kobieta, która jest dziś ciężko chora. I tłumaczy: - Ciężko mi z tym żyć. Naprawdę ciężko, że inni, niewinni ludzie poszli za to siedzieć.
Kobieta swoją wersję przedstawiła kryminalnym z Grudziądza. Z komendy natomiast materiały trafiły do prokuratury.
- Będziemy sprawdzali te informacje - w rozmowie z "Gazetą Pomorską" zapowiada Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Jeśli informacje grudziądzanki się potwierdzą, to być może rozpoczyna się właśnie sprawa podobna do sprawy Tomasza Komendy, który został niesłusznie skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i gwałt.
To było głośne zabójstwo w Grudziądzu
44-letni Zbigniew G. zginął w nocy z 4 na 5 lipca 1995 roku wskutek licznych ran kłutych zadanych nożem, które doprowadziły do poważnych uszkodzeń narządów wewnętrznych.
- Około północy usłyszeliśmy z mężem głuchy łomot. Nie zwróciliśmy na to uwagi, chociaż czegoś takiego w naszym spokojnym domu nie bywało. Po kilkunastu minutach ktoś z hałasem zbiegł po schodach - o wydarzeniach tamtej nocy reporterce "Nowości" w 1995 roku mówiła jedna z mieszkanek bloku.
Zbigniew G. prowadził firmę zajmującą się malowaniem i tapetowaniem mieszkań. Uważany był za majętnego człowieka. W domu przy ul. Bora-Komorowskiego mieszkał od 10 lat i wcześniej nikt nie zauważył, aby w jego mieszkaniu działo się coś podejrzanego.