Jakie firmy otwieramy najczęściej? Statystyki mówią jasno: najczęściej w tym roku rejestrowały się... pielęgniarki. Tuż za nimi byli agenci ubezpieczeniowi i zakłady kosmetyczne. I - oczywiście - sklepy i kawiarnie. I właśnie na tę ostatnią zdecydował się Grzegorz Wincenty-Cichy.
Badania rynku i dobra promocja
- Kiedy rejestrowaliśmy firmę, miałem niecałe 21 lat - mówi pan Grzegorz, który od ponad roku prowadzi „Cafe Katarynka”. Pomaga mu w tym narzeczona, Katarzyna Strońska. Zdecydowali się założyć własny biznes, bo marzyli o tym od zawsze. - Nie było łatwo - przyznaje pani Katarzyna. - Zwłaszcza, że byliśmy wtedy młodzi, więc urzędnicy patrzyli na nas z niedowierzaniem. Ale udało się przebrnąć przez wszystkie dokumentacje. Tylko formalności w ZUS-ie kosztowały nas trochę nerwów.
Restauracji w Toruniu jest wiele, dlatego nie byli pewni, czy warto otwierać kolejną. Najpierw zbadali rynek. Okazało się, że rzeczywiście - w wielu miejscach można świetnie zjeść, ale o dobrą kawę trudno. Dlatego postawili na kawiarnię. Załatwili formalności i zabrali się za promocję. - Chodziłam po Szerokiej przebrana za ogromną filiżankę - śmieje się pani Katarzyna. - Ale reklama jest ważna.
Czy było warto? - To praca na 2,5 etatu - przyznaje pan Grzegorz. - Ale satysfakcja jest ogromna. A finansowo? Po roku powoli zaczyna się opłacać. Ale rynek jest płynny - czas pokaże.
Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby otworzyć kawiarnię? - Potrzebne jest ok. 100 tys. zł - przyznaje pan Grzegorz. - Ale my zaczynaliśmy z mniejszą kwotą.
Czynsz, leasing i „jedno okienko”
Dorota Banaś miesiąc temu otworzyła sklep „indyjski”. Sprzedaż detaliczna to kolejna branża, która rozwija się w tym roku najszybciej. Pani Dorota konkurencji się nie boi. - Mam dobre ceny - mówi. - Liczę na to, że przyciągnę klientów.
Żeby otworzyć sklep, potrzebowała 50-60 tys. zł. Dużo pieniędzy przeznaczyła na remont lokalu, sporo wydaje na czynsz - Starówka nie jest tania. Ale pani Dorota ma nadzieję, że mimo wszystko się opłaci. - Po kilku tygodniach trudno jest oceniać. Na razie idzie dobrze. Mam nadzieję, że będzie tak dalej.
Najwięcej nerwów straciła podczas rejestracji własnej działalności. - Niby jest jedno okienko, ale i tak trzeba potem iść do ZUS i załatwiać skarbówkę - przyznaje. - Dużo z tym zachodu.
Tomek Kolasa, fotograf, który kilka miesięcy temu otworzył własny zakład, potwierdza: - Stanie w kolejkach do urzędniczych okienek nie jest niczym przyjemnym. Ale jeszcze gorzej jest, kiedy nowa firma chce wziąć sprzęt w leasing. Stawki są wówczas wysokie - 40 do 60 proc.
Dlatego pan Tomek pożyczył pieniądze i kupił własny sprzęt. Zakład prowadzi od września, kiedy to został zwolniony z większej firmy. Teraz wracają do niego dawni klienci i przychodzą nowi. Czy to opłacalny interes? - Nie wiem - przyznaje fotograf. - Ale na razie nie dokładam i zarabiam na chleb. To lepsze niż „kuroniówka”.
Na otwarcie zakładu fotograficznego potrzeba ok. 50 tys. zł.
Co, gdzie i jak?
Żeby otworzyć własną firmę, trzeba najpierw wybrać się do wydziału ewidencji i rejestracji w Urzędzie Miasta i wypełnić jeden druk: EDG1. Trwa to kilkanaście minut.
Teoretycznie to powinno wystarczyć - ale w ciągu najbliższych dni trzeba jeszcze podpisać dokumenty w ZUS-ie i urzędzie skarbowym. Potem wystarczy założyć rachunek bankowy - i można otwierać sklep.
