Do szewskiej paski doprowadziły kolejne przypadki zniszczenia ronda po przejeździe wysokogabarytowych ładunków. Przewoźnik niemiecki, który parokrotnie forsował rondo przy Sukienników, wioząc skrzydła wiatraków, uszkodził i znaki, i nawierzchnię. Straty za każdym razem oznaczają wydatek od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Dla burmistrza to bezsensowne koszty.
Powyginane znaki
O przejazdach takiego ładunku ratusz nie jest nawet informowany, nie widzą o nim ani policja, ani Straż Miejska. Zostają tylko ślady, za które trzeba słono płacić.
- Coś jest nie tak - mówi Arseniusz Finster, burmistrz Chojnic. - Rondo nie jest za małe, a my ciągle mamy powyginane znaki, zniszczoną nawierzchnię. Drogowcy muszą znaleźć jakąś receptę.
Zniknie kopiec?
W tym tygodniu burmistrz chce się umówić Robertem Marszałkiem z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i zastanowić się, czy nie trzeba przebudować ronda. Może skończy się na wzmocnieniu podbudowy azylów, przesunięciu lamp i zastosowaniu wkładanych znaków, które na czas przejazdu nietypowego sprzętu byłyby po prostu wyjmowane. A może trzeba będzie zrezygnować z kopca, przez jednych zwanego imieniem ks. Madziąga, przez drugich - Finstera.
Burmistrz zapowiada, że do czasu zakończenia negocjacji z GDDKiA ponadnormatywnych ładunków na rondo nie wpuści.