Historia włamania do skrzynki radnego Tomasza Regi urosła przez ostatnie miesiące do rangi afery, której nadaliśmy nazwę (przyjęła się) "Regagate". Wszystko zaczęło się 23 czerwca. Ktoś, do tej pory nie wiadomo kto, przyniósł do sekretariatu Doroty Jakuty, przewodniczącej Rady Miasta tajemniczą kopertę z materiałami kompromitującymi Regę, wykradzionymi z jego skrzynki e-mailowej. Było tam kilkadziesiąt stron różnych wydruków. Oprócz prywatnej korespondencji przewodnicząca otrzymała m.in. mejle z konsultacjami z grupą "Dajmy Szansę Bydgoszczy", dotyczące możliwości odwołania prezydenta Konstantego Dombrowicza. To nie wszystko - tajemniczy doręczyciel przyniósł także donosy (w formie załączników) na dwie radne Platformy Obywatelskiej, w tym właśnie Dorotę Jakutę.
Przewodnicząca Rady Miasta nie przekazała materiałów policji, ale poczęstowała nimi jednego z bydgoskich dziennikarzy. Rega nazwał to "świństwem", inspirowanym przez jego politycznych przeciwników i złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Wkrótce w aferę został zamieszany wiceprezydent Maciej Grześkowiak, bo jedna z gazet napisała, że opowiadał o kopercie z papierami na Regę zanim jeszcze trafiły one do Doroty Jakuty. W artykule Grześkowiak pojawił się w towarzystwie informatyka miejskiego. Na wniosek pokrzywdzonego, czyli Tomasza Regi, wiceprezydent został nawet wezwany na przesłuchanie w prokuraturze. - Zdementowałem wszystko. To co mi przypisano zostało wyssane z palca. Autor, pomimo wyraźnej prośby, nie autoryzował moich wypowiedzi - tłumaczy Maciej Grześkowiak.
To mało prawdopodobne, żeby udało się znaleźć młodego mężczyznę, który przyniósł kopertę do ratusza. Może on zresztą mieć z całą sprawą niewiele wspólnego. Tak czy inaczej, nagranie z monitoringu urzędu, na którym został zarejestrowany, zniszczono na krótko przed wnioskiem o jego udostępnienie, ale już po rozpoczęciu śledztwa. Ratusz tłumaczył, że nie przechowuje nagrań zbyt długo, bo nie pozwala na to pojemność systemu komputerowego.
Śledztwo trwa, ale Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Południe twierdzi, że jest coraz bliżej rozwikłania zagadki.
- Wszystko wskazuje na to, że niebawem dowiemy się, z czyjego komputera włamano się do poczty pana radnego Regi. Dochodzimy do celu - informuje Leon Bojarski, szef "Południa".
Za złamanie tajemnicy korespondencji grozi do dwóch lat pozbawienia wolności.
Do tematu powrócimy.