Komentarz autorki:
Komentarz autorki:
Olgierd Blaumann jest w trudnej sytuacji: fotel objął w kontrowersyjnych okolicznościach, bo wójt powierzył mu stanowisko bez konkursu. Nie jest miejscowy, w dodatku jego poprzedniczka, Teresa Cherek-Kanabaj, była bardzo oddana pracy, spędzając w niej niejednokrotnie całe dnie. Pozostaje mieć nadzieję, że mieszkańcy będą sprawiedliwi i ocenią dyrektora wyłącznie przez pryzmat tego, co robi.
- Dyrektor domu kultury prawie u nas nie bywa - mówi jeden z mieszkańców Śliwic. - Może ma za dużo pracy gdzieś indziej?
Olgierd Blaumann, szef Gminnego Ośrodka Kultury, dojeżdża do Śliwic z Zapędowa. Pracuje na drugim etacie jako nauczyciel fizyki. A raczej pracował, bo złożył właśnie wypowiedzenie. - Do ubiegłego miesiąca uczyłem w liceum ogólnokształcącym w Tucholi. Teraz zostały mi trzy godziny lekcji w tygodniu - mówi.
Jak jednak zaznacza, głównym powodem rezygnacji nie była wcale nieumiejętność pogodzenia obu zajęć. - Nie miałem z tym problemu. Tyle że po prostu byłem już zmęczony. Nie można robić wszystkiego - wyjaśnia Blaumann.
Jak tłumaczy, na prowadzenie lekcji wykorzystywał poniedziałki, które ma wolne w zamian za weekendy przepracowane na rzecz domu kultury. Takie rozwiązanie uzgodnił z wójtem, gdy obejmował stanowisko. Zresztą to sam Daniel Kożuch wyznaczył go na tę funkcję. - Mogę zapewnić, że codziennie sumiennie byłem w pracy - mówi Blaumann.
Oprócz szefowania placówce prowadzi też orkiestrę dętą OSP. Nie ukrywa zresztą, że to jego pasja. Zajmował się nią jeszcze zanim zajął fotel dyrektora. - Spotykamy się popołudniami, a więc już po godzinach - zaznacza dyrektor. - Zresztą orkiestra wchodzi przecież w skład domu kultury.
Baumann kieruje GOK-iem od kilku miesięcy. Teraz przed nim najtrudniejszy test: wakacje, które dla placówki oznaczają sporo imprez plenerowych. Czy mieszkańcy dadzą dyrektorowi kredyt zaufania?