Medyk zalecił spokój, relaks, spacery. No więc wybrałem się na spacer, a że najbliższy las mam na ternie dawnej Jednostki Armii Radzieckiej (JAR) w Toruniu, tam się skierowałem. Wybór był dobry, bo trafiło się przy okazji trochę egzotyki. Ledwie 20 minut drogi od domu, a pejzaż godzien niskobudżetowej wycieczki do Egiptu. Bo kto przemierzał kiedyś Egipt, Tunezję czy Maroko zna te klimaty - morze śmieci pędzonych przez wiatr, a na tym morzu wysepki mieszkalnych oaz z malowniczą zielenią. Przerażająca masa każdego rodzaju śmiecia w każdym możliwym miejscu. Ogromne wysypisko śmieci nazwane dla niepoznaki nową, dzielnicą ekologicznych osiedli (i współfinansowane przez Funduszu Spójności i Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko). Cudowne miejsce dla ekip budowlanych, które w dowolnej chwili, świeżo wyasfaltowanymi dróżkami może dowieźć połamane płytki, azbest i rury pcv wprost do przyjaznego lasu. Psiakrew, przez pół wieku sowieccy sołdaci nie zdołali do tego stopnia zdegradować ziemi, co to w nią “wsiąkła krew ojców naszych”.
Nie zamierzam w tym miejscu prawić Państwu mądrości o tym jak niedobrze jest wyrzucać papierki. Zastanawiam się, jak to możliwe, że przez trzy dekady majestat państwa nie był w stanie zmierzyć się skutecznie z gospodarką śmieciową. Projekty, analizy, przymiarki, miliony wydane na ekspertów, a jeszcze nigdy Polska nie była tak bardzo zatopiona w odpadkach. Wielka góra w postaci ustawy śmieciowej urodziła mysz. Zamiast tego dorobiliśmy się gadżeciarskiej ustawki o sztućcach, talerzykach, patyczkach do uszu, i słomkach.
Wybrańcy ludu z Wiejskiej znaleźli czas i miejsce na tworzenie uchwał ku czci 100-lecia Stowarzyszenia Geodetów Polskich i objawień fatimskich, ale sprawie śmieci nie podołali intelektualnie. Na szczęście lada moment wybuchnie zieleń i przykryje na sezon nasze wyrzuty sumienia.