Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć i Wiktoria. Sebastian jednak bił. Łatwiej będzie ukarać, niż określić winę

ADAM WILLMA [email protected]
Sebastian Sz. przebywa on w areszcie w Potulicach
Sebastian Sz. przebywa on w areszcie w Potulicach (PAK)archiwum
W sprawie małej Wiktorii trwa gorączkowe poszukiwanie winnych. Ale łatwiej będzie ukarać, niż określić winę.

Tekst ukazał się w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej" 25 lutego 2011 roku.

14 marca mamie Wiktorii prokuratura postawiła zarzuty nieumyślnego narażenia córki na niebezpieczeństwo utraty życia. Matce dwuletniej Wiktorii ze Żnina postawiono zarzuty

Mieszkanie w starej kamienicy przy ul. 700-lecia wynajęła Agata Stachowiak: - Znałam Asię jeszcze od podstawówki. To była kuchnia i dwa pokoje, w tym jeden na poddaszu.
Żaden luksus, ale czysto i schludnie. O to dbał Sebastian. Pedant - przyznają znajomi. To on ganiał ze szmatą i z mopem, często brał się za pranie. Miał swoje zasady. Na przykład takie, że dziecko nie powinno bawić się jedną zabawką. A kiedy się pobawi - odłożyć i wziąć następną.
Albo z obiadem - jeśli Wiktoria nie potrafi jeść czysto, nie będzie jadła wcale. O to się z Asią czasem kłócili. Przecież ona nie ma dziesięciu lat, ale półtora - argumentowała Asia. Ale Sebastian miał swoje zasady.

Miłość

W ogóle to był elokwentny gość. Wysoka kultura i uprzejmość, pomimo podstawowego wykształcenia.
Prawda, że, miał za sobą epizod w kryminale, ale młodość ma swoje prawa. Takie rzeczy się zdarzają. Tym bardziej, że w tamtej sprawie uwzięli się na Sebastiana, zrobili z niego kozła ofiarnego, a dowody podrasowali. Tak to wytłumaczył ze szczegółami Asi i tak Asia to przyjęła wraz bukiecikami, które przynosił podczas przepustek z kryminału.
Daleko nie miał, bo okna kamienicy z czerwonej cegły, w której wychowała się Asia wychodzą wprost na poszarzałą kamienicę Sebastiana.
Więc wybuchła wielka miłość, która nie mogła dotąd w Asi rozkwitnąć, bo poprzedni chłopak zostawił ją z dzieckiem i 300 zł alimentów.
Sebastian dobrze to rozumiał, bo sam miał epizod miłosny zakończony dzieckiem. Ale alimentów nie płacił, bo nie miał z czego. Zresztą niedługo po wyjściu z więzienia wpadł pod samochód i długo leczył pokiereszowaną nogę. Na szczęście miał Asię i jej zwariowaną miłość.

Z tej miłości urodziła się im dziewczynka - Wiktoria, śliczna blondyneczka, trochę za mamą, trochę za tatą. Bo Sebastian też niczego sobie, niejedna na niego zerkała.
Chłopaki z ulicy Szkolnej zazdrościli Sebastianowi, matka była dumna. Bo dziewczyna ładna, studiująca zaocznie. I z dobrego domu. Rodzice na przyzwoitych posadach: ceniona nauczycielka i woźny.

Paulinę, córeczkę Asi z pierwszego związku, wzięli na wychowanie rodzice. Młodzi wynajęli mieszkanko w gospodarczym domku przy Podgórnej. Trochę się kłócili, czasem za głośno imprezowali, ale takie rzeczy się młodym zdarzają.
Na Podgórnej nie mieszkali długo, bo z czasem okazało się, że do miłości potrzebne są jeszcze pieniądze na czynsz, których nie mieli. Wrócili więc do rodzinnych domów, ale z czasem tak się za sobą stęsknili, że Sebastian rozbił namiot na łące koło kościoła i tam zamieszkali na jakiś czas z Wiktorią.

Ktoś zadzwonił w tej sprawie do opieki, że lipiec wyjątkowo zimny, a w namiocie kilkunastomiesięczne dziecko. Pracownik opieki poszedł z interwencją i Aśka z Sebastianem obiecali, że wrócą do rodzinnych domów.
Wrócili na jakiś czas, aż Asia dostała się na staż do drukarni. Wystarczyło pieniędzy na wynajęcie mieszkania przy ul. 700-lecia. Dla Sebastiana było jasne, że powinni mieszkać razem, tym bardziej, że Asia zaszła znowu w ciążę.

Przyczyną zgonu 2-letniej Wiktorii było pourazowe pęknięcie jelita i zapalenie otrzewnej

Śmierć

Tak było prawie sielankowo aż do 25 stycznia. Tego dnia Agata Stachowiak dwa razy minęła się Asią i Wiktorią. Raz w Netto, później w Biedronce. Zdziwiła się nawet, że Sebastian od kilku dni się nie pokazuje, bo zwykle chodzili razem.
Asia wróciła do domu, zagotowała dziewczynce żurek, posmarowała bułkę pasztetem, dała ice tea do popicia. Później przebrała Wiktorię w piżamkę i położyła do łóżka.
Asia fatalnie się czuła. Brało ją na wymioty, bolał brzuch. Zadzwoniła do mamy, ta poradziła herbatę z mięty, ale mięta nie pomagała. Wykręciła więc do siostry, żeby szwagier podwiózł ją do apteki i lekarza.
Wiktoria została z tatą. Pojechali do przychodni Epoka. - Grypa żołądkowa - orzekł lekarz.
Jeszcze z przychodni napisała sms, do Sebastiana, czy mała zasnęła. "Leży w łóżku, ale marudzi" - odpisał.
Gdy Asia wróciła, Wiktoria wstała jeszcze, żeby ją przywitać, ale wyglądała mizernie. Brzuszek był wzdęty, twarz blada. Położyła się podkurczonymi nóżkami, pojękiwała, oddychała szybko.
Asia stwierdziła, że to pewnie też grypa. Sebastian miał do niej żal, że zaraziła dziecko.
Wiktoria zwymiotowała. Asia przebrała założyła jej bluzę, piżamkę i powłoczkę wrzuciła do pralki. Nie zapalała światła, żeby nie budzić Sebastiana. I tak było widno w świetle latarni za oknami.
Asia masowała dziewczynce brzuszek, ale stan Wiktorii pogorszył się. Oddech był nierówny, nie była w stanie podnieść głowy, żeby popić herbatę.
Gdy Sebastian zapalił światło, jej oczy były nieobecne. Zadzwonili po pogotowie. Raz i drugi, ale nikt nie podnosił słuchawki. Przez straż pożarną również nie mogli połączyć się z pogotowiem. W końcu zadziałał numer 112. Pani z pogotowia pytała o imię, nazwisko i datę urodzenia, a Asia krzyczała, że dziecko się dusi.
Pogotowie przyjechało po 3 minutach. Tak przynajmniej wynika z zeznań ekipy ratunkowej. Sąsiedzi czekający z Asią na klatce schodowej mówią o 10 minutach.
Ale to bez znaczenia, bo Wiktoria już wówczas nie żyła. Źrenice były poszerzone, ciało chłodnawe, reanimacja nie przyniosła skutku.

Ekspertyza

Sąsiedzi z ul. 700-lecia wystawili Asi i Sebastianowi laurkę. Że cisi, spokojni, grzeczni. Że nikt nic nie słyszał. Może nie słyszał, może się bał faceta z kryminału, a może nie mógł usłyszeć, bo wynajmowane przez młodych mieszkanie nie sąsiadowało bezpośrednio z żadnym innym.
Agata Stachowiak zapamiętała, że Sebastian płakał z rozpaczy, tak jak płacze każdy ojciec. Zapamiętała też, jak mówił, że reanimowali dziewczynkę tak intensywnie, że aż na ciele pozostały takie ślady, że ktoś może pomyśleć, że ją bili.
Ale przecież Sebastian nie bił - tak przynajmniej zapewniał prokuratora. A Asia potwierdzała, że nigdy nie podniósł ręki na dziecko, ani na nią.
Wykonujący sekcję zwłok lekarze byli innego zdania. Stwierdzili, ze dziecko zmarło wskutek pęknięcia jelita. Ale znaleźli też inne ślady po uderzeniach. W różnych miejscach i z różnego czasu. Takie rzeczy nie przytrafiają się przy upadku z łóżeczka.
Z policyjnego archiwum wyciągnięto sprawę z 2009 roku. Ekspedientki z supermarketu zagadnęły wówczas opiekunkę z MOPS, że Wiktoria chodzi z siniakami.
Gdy przyjechali policjanci Sebastian malował właśnie drzwi. Popijali z Asią piwo. Badanie krwi wykazało niewiele - u Asi 0,44 promila, u chłopaka jeszcze mniej. Asia tłumaczyła, że piwo sprzyja laktacji.
Biegli z Bydgoszczy przebadali Wiktorię. Wersję z uderzeniem o szczebelki łóżka uznali za prawdopodobną, tym bardziej, że dziewczynka cierpiała na skazę krwotoczną, co sprzyja siniakom.
Na wszelki wypadek prokurator zwrócił się do sądu w sprawie ewentualnego ograniczenia władzy rodzicielskiej, ale sąd po konsultacji z kuratorem nie uznał tego za konieczne.

Strach

W Asi coś się złamało, gdy dowiedziała się więcej o sprawie, za którą Sebastian dostał 6-letni wyrok. Owszem, wszyscy z ulicy Szkolnej wiedzieli, że pobił syna. Ale w wszyscy wiedzieli też o sfabrykowanych dowodach i siniakach dorysowanych pisakiem.
No więc dopiero na zdjęciu Asia zobaczyła, że nie było żadnych pisaków, że tamto bicie było naprawdę. I ze "szczególnym okrucieństwem" - jak zakwalifikował prokurator.
Dzisiaj Asia otwarcie przyznaje, że bił. Czasem uderzył w głowę, czasem kopnął. - Mówił, że ma sobie taką złość, że nie potrafi nad nią zapanować - przypomina sobie. Ale jednego jest pewna: - Wiktorii przy mnie nigdy nie uderzył. Owszem, zdarzały się siniaki, gdy wracała z pracy, ale on zawsze potrafił to przekonywająco wyjaśnić.
Ludzie w Żninie nie do końca wierzą w to, że Asia mogła nie wiedzieć. Ale jej zeznania są zadziwiająco zbieżne z wyjaśnieniami matki pierwszego dziecka Sebastiana. Tamta również mówiła o jego niezwykłym darze przekonywania.
Asia patrzy dziś z dystansu na wydarzenia ze styczniowej nocy: - Tak, rozpaczał. Ale rozpaczał ze strachu. Z troski o siebie, a nie o Wiktorię - uważa.

Listy

Anna, matka Joasi stara się nikogo nie bronić: - Wiele osób ponosi winę w tej sprawie. Nie tylko jedna.
Gdyby nie śmierć dziecka mogłaby mieć satysfakcję. Związku córki nie zaakceptowała nigdy, bo znała Sebastiana jeszcze jako dziecko w szkole. Było w nim coś złego, a później jeszcze ten wyrok za pobicie.
Więc nogi się pod nią ugięły już na wieść, że Asia rozmawiała z Sebastianem na ulicy. A później jeszcze życie bez ślubu. Od początku postawiła warunek - albo odchodzisz, albo nie licz na naszą pomoc. Wzięła pod opiekę pierwszą córkę Asi, a dziewczyny co najwyżej dokarmiała.
Anna jest wierząca i w tym co się stało nie widzi ślepego przypadku. Widzi ofiarę, jaką ponieść musiała Wiktoria, aby jej mama zawróciła ze złej drogi.
Była bliska przyjaciółka Sebastiana uważa, że jeden wątek umknął śledczym: - Czy ktoś zrobił mu test na narkotyki? Przecież Seba brał amfetaminę, a przez pewien czas nawet handlował trawką.
Sebastian napisał do Asi z aresztu kilka listów. Przeczytał pierwszy: - Prosił o moje zdjęcie. Pytał gdzie teraz mieszkam. Dopisał parę zdań o Wiktorii, ale tak, jakby wiedział, że te listy czyta prokurator.
Podarła tamten list. Kolejnych nawet nie otwierała.

Związki

Prokuratura czeka na wyniki kolejnych ekspertyz. Z "pobicia ze skutkiem śmiertelnym" (12 lat plus dodatek za recydywę) Sebastian pewnie się nie wymiga, ale zmiana paragrafu na zabójstwo, której chcieliby ludzie w Żninie, jest wątpliwa. Trzeba byłoby udowodnić, że chciał zabić. A to już bardziej skomplikowana układanka dowodowa. Bo nie ma pewności czy ona sam potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie.
Na razie więc ostrze oskarżeń skierowano przeciwko urzędnikom, którzy ponoć mogli przewidzieć.

Jedna ze żnińskich urzędniczek (- Bez nazwiska, bo zaraz przyjedzie telewizja i zrobi ze mnie miazgę, tak jak to zrobiła z koleżankami) uważa, że jest coś na rzeczy: - Związki w jakie wchodzą ludzie są coraz bardziej zagmatwane. Małżeństwo dawało jednak pewne ramy, a w tych nowych układach żyją często dzieci trzech różnych ojców. Ludzie schodzą się i rozchodzą, a dobro dzieci zwykle jest na drugim miejscu. I otoczenie to akceptuje.
Marzenna Dolacińska wyciągnęła z tej historii podobny morał: - Wiem, jedno, nigdy więcej nie wynajmę mieszkania nieformalnym parom.

Poród

Asia na dniach urodzi drugie dziecko Sebastiana. Już wie, że to będzie chłopiec.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska