Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć pacjenta to "porażka". Ale ta śmierć może dać życie

Hanka Sowińska [email protected]
- Transplantacja zaczyna się od nieszczęścia naszego bliskiego. Dlatego rozmowa z rodziną jest tak traumatyczna - mówi dr. n med. Robert Włodarski
- Transplantacja zaczyna się od nieszczęścia naszego bliskiego. Dlatego rozmowa z rodziną jest tak traumatyczna - mówi dr. n med. Robert Włodarski Jarosław Pruss
Pisząc testament powinniśmy również wydać dyspozycję dotyczącą naszych narządów...

Lekarze mówią, że śmierć pacjenta to "porażka". Szpitalny oddział intensywnej opieki medycznej jest szczególnym miejscem. Tu porażek jest wyjątkowo dużo. Są jednak takie zgony, które - wbrew logice - dają nadzieję. Niosą ją pacjenci, u których doszło do śmierci mózgu.

Właśnie oni mogą być potencjalnymi dawcami organów. I mogą dać szanse na nowe życie tym, którym współczesna medycyna - poza transplantacją - nie może zaoferować nic innego.

Przeczytaj również: Mama oddała nerkę synowi. Pomógł robot da Vinci

Rekord z koordynatorem w tle

Przez ostatnie lata polska transplantologia dźwigała się z kolan. Sprawdziło się bowiem powiedzenie, że słowo może zabić (rok 2007 - słynna konferencja prasowa dotycząca warszawskiego kardiochirurga). I zabiło... Wielu pacjentów nie doczekało operacji przeszczepienia narządu, bo drastycznie zmalała liczba donacji. Przejawem spadku zaufania Polaków do medycyny transplantacyjnej był także znaczący wzrost odmów zgłoszonych w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów.

Na szczęście to już przeszłość. Ubiegły rok był rekordowy, jeśli chodzi o liczbę przeszczepionych organów (1610 narządów, w tym od zmarłych dawców 1545). Prawie 140 więcej niż w 2011 r.

Zatem sukces, na który złożyło się kilka czynników. Jednym z nich jest zwiększenie liczby koordynatorów transplantacyjnych: od 2010 r. ich liczba wzrosła niemal dwukrotnie - z 119 do 221.

Koordynator (wedle definicji) to osoba, która "organizuje, nadzoruje, koordynuje i dokumentuje całość złożonej, wielodyscyplinarnej i rozciągniętej w czasie pracy zespołów transplantacyjnych w zakresie identyfikacji i kwalifikacji dawcy narządów, opieki nad dawcą, pobrania wielonarządowego, alokacji, dystrybucji i przeszczepienia narządów oraz wczesnej i późnej opieki nad biorcą przeszczepu".

Zobacz również: Sławomir Fijałkowski został dawcą. Jego szpik uratował życie kilkuletniej dziewczynki

O tym, że rola koordynatora jest nie do przecenienia przekonali się Hiszpanie (w tym kraju jest najwięcej dawców w przeliczeniu na mln mieszkańców).

Od czterech lat, w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką w Bydgoszczy, funkcję koordynatora transplantacyjnego pełni dr n. med. Robert Włodarski, szef klinicznego oddziału anestezjologii i intensywnej terapii.

Trzeba ratować za każdą cenę

- Jesteśmy skoncentrowani. na ratowaniu życia. Za każdą cenę. To nasz obowiązek i cel - tak o roli zespołu, którym kieruje mówi dr Włodarski. - Niestety, czasami walkę przegrywamy.

Śmierć mózgu jest szczególnie dramatycznym przypadkiem. Zgon bowiem następuje nagle, jest niespodziewany.

- I może dotyczyć pacjenta w każdym wieku. Rodzina nie jest na to przygotowana. Nie może zrozumieć, co się stało. Przede wszystkim nie jest w stanie zaakceptować tego zjawiska. Bliscy widzą, że aparatura podtrzymuje pracę narządów, tymczasem słyszą, że pacjent nie żyje. To nadzwyczaj trudny moment. Ale właśnie transplantologia pokazuje, że na krótko możemy zastąpić pracę serca maszyną - płucosercem. Niestety, czynności mózgu nie da się niczym zastąpić - podkreśla dr Włodarski.

Nie myślą o innych, mają prawo

26 stycznia, w rocznicę pierwszego udanego przeszczepienia nerki (był rok 1966, zdrową nerkę w warszawskiej klinice otrzymała 18-letnia Danusia Milewska, uczennica szkoły pielęgniarskiej) obchodzony jest w Polsce Dzień Transplantacji.

Czytaj też: W 2012 roku przeszczepiono w Polsce 1545 narządów!

- W tym roku, właśnie 26 stycznia, mieliśmy pobranie wielonarządowe. Dawcą był 52-letni mężczyzna. Nie figurował w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, ale za życia też nie wyraził zgody na pobranie narządów. Ze swoimi bliskimi również nie rozmawiał o oddaniu organów. To była decyzja jego rodziny, która uznała, że pobranie narządów będzie formą pomocy nieuleczalnie chorym. W takiej dramatycznej sytuacji bliscy zmarłego najczęściej nie myślą o innych. I mają do tego pełne prawo.

A przecież można rodzinie zaoszczędzić dodatkowej traumy. Wystarczy zapisać swoją wolę w specjalnym oświadczeniu i nosić razem z dokumentami. I trzeba też - choć na pewno nie jest to łatwe - o sprawach ostatecznych rozmawiać z bliskimi.

Dr Włodarski: - Mam takie oświadczenie. Żona też wie, jaka jest moja wola. Cała moja rodzina jest poinformowana, bo przecież wszystko może się zdarzyć...

A gdyby w testamencie, obok decyzji dotyczących majątku, napisać, co ma się stać z naszymi organami...

Bardzo traumatyczna rozmowa

Transplantacja zaczyna się od nieszczęścia bliskiej nam osoby. Ale to nie jest zwyczajna śmierć. Ona rodzi życie!

Pacjent na OIOM-ie otoczony maszynami, za drzwiami przerażona rodzina. - Śmierć mózgu została rozpoznana i ktoś to musi bliskim powiedzieć. To nie jest tylko sucha informacja, stwierdzenie faktu. To niezwykle traumatyczna rozmowa - przyznaje dr Włodarski. - W każdym innym przypadku informujemy rodzinę o odejściu pacjenta i nasza misja się kończy. Gdy mamy do czynienia ze śmiercią mózgu nasza rola jest inna. W tym momencie zaczyna się myślenie o kilku osobach naraz. To znaczy o pacjentach, którzy dzięki temu, że otrzymają serce, nerki, wątrobę będą żyć.

Są objawy, jest podejrzenie

Śmierć mózgu - ten proces jest szybki, trwa dwie doby. W tym czasie personel robi wszystko, by uratować pacjenta.

Gdy wystąpią objawy śmierci mózgu wysuwane jest podejrzenie, że mózg umarł. - Wtedy zbieramy wszystkie informacje. Musimy wiedzieć, czy rzeczywiście mamy do czynienia z pacjentem, u którego może dojść do śmierci mózgu. Czy to jest naprawdę taka jednostka chorobowa? Musimy na przykład wykluczyć zatrucie lekami, znaczną hipotermię i inne czynniki.

Drugi etap to badanie kliniczne - oceniane są czynności nerwów czaszkowych oraz wykazywany trwały bezdech, przy czym te próby wykonywane są dwukrotnie. Jeśli pacjent od urodzenia nie widział, to lekarz nie może zbadać wzroku. Wtedy robi się badanie instrumentalne - przepływ krwi przez naczynia mózgowe.

Po wykonaniu tych czynności powoływana jest komisja; w jej skład wchodzi trzech lekarzy - anestezjolog, neurochirurg lub neurolog i lekarz dowolnej specjalizacji.
Po zapoznaniu się z dokumentacją pacjenta i wynikami badań komisja orzeka o śmierci mózgu lub ją wyklucza (jeśli nie ma zgody wszystkich członków komisji, to nie ma śmierci mózgu!). Czas, kiedy pod dokumentacją zostaje złożony podpis, jest godziną śmierci pacjenta.

Wtedy regionalny koordynator transplantacyjny (tę funkcję pełni Aleksandra Woderska) lub szpitalny koordynator sprawdza w "Poltransplancie", czy zmarły za życia nie wyraził sprzeciwu. - Przed stwierdzeniem śmierci mózgu tego się nie robi. Taki mamy zwyczaj - zapewnia dr Włodarski.

Powiązać nitki życia

Stwierdzenie śmierci mózgu oznacza, że jest potencjalny dawca. - Wtedy zaczyna się moja rola. Ogromnie ważna jest rozmowa z rodziną. Odmów jest coraz mniej.

To, że za życia wyrazimy zgodę na uczestniczenie po śmierci w procesie donacji (lub zrobi to za nas rodzina) wcale nie oznacza, że tak się stanie. Liczy się wiek potencjalnego dawcy oraz współtowarzyszące choroby, które mogą sprawić, że nie dojdzie do pobrania organów.

- Najstarszy dawca w naszym szpitalu miał 78 lat. Pobiliśmy rekord, jeśli chodzi o wiek. Pobraliśmy obie nerki, jedna została przeszczepiona. Najczęściej jednak dotyczy to ludzi młodych, pełnych wigoru, którzy mieli przed sobą jeszcze wiele lat życia. Ale - żeby zostać dawcą, trzeba umrzeć... na śmierć mózgu. To musi być proces zlokalizowany w głowie, natomiast pozostałe narządy muszą być zdrowe.

Gdy już wiadomo, że dojdzie do pobrania organów, rozpoczyna się wyścig z czasem.
Dr Włodarski: - To jest ogromne przedsięwzięcie logistyczne, bo trzeba skoordynować wiele rzeczy. W przypadku pobrania wielonarządowego zawiadomionych zostaje kilka ośrodków: Zabrze, bo tam pojedzie serce, Szczecin, gdzie będzie przeszczepiona wątroba i Bydgoszcz - w naszym ośrodku przeprowadzane są transplantacje nerek. Te zespoły muszą się spotkać w tym samym czasie. Mają różne życzenia. Zapewniam panią, że jeden telefon komórkowy to za mało...

Narządy się nie nadają

Nie brakuje w Polsce opinii, że ciągle niezadowalająca liczba donacji to także skutek konfliktu między anestezjologami a transplantologami. Pierwsi mówią, że nie są od tego, by "dostarczać narządy", drudzy twierdzą, że anestezjolodzy nie chcą orzekać o śmierci mózgu.

Dr Piotr Kowalski, wojewódzki konsultant w dziedzinie anestezjologii zapytany czy istnieje "konflikt interesów", mówi wprost: - Jesteśmy po to, by ratować pacjenta, a nie zapewniać narządy. Dopiero, gdy go nie uratujemy, możemy myśleć, że to potencjalny dawca. Przy dzisiejszej technice, która pozwala utrzymać chorego między życiem a śmiercią przez długi czas, wiele narządów nie nadaje się do przeszczepienia. One się zwyczajnie degenerują.

- Rzeczywiście, dr Kowalski ma trochę racji - przyznaje dr Włodarski.

Jak zatem można zwiększyć liczbę dawców? - Na pewno nie poprzez zmuszanie anestezjologów do pobierania narządów. Taki pomysł miał prof. Zbigniew Religa, o co miałem do niego trochę pretensji, choć bardzo go ceniłem jako transplantologa. Obowiązkiem lekarza jest tylko stwierdzenie śmierci mózgu, a nie pobranie organów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska