Według Czesława Kunca fetor dochodzi z zakładów graficznych "Ortis". Powiadomił straż miejską i Urząd Miasta o swoich odczuciach prosząc o interwencję.
- Nasi inspektorzy przeprowadzili w grudniu i styczniu kontrole. Nie odczuli brzydkich zapachów. Dodatkowo 16 stycznia sprawdzili, czy przestrzegane są przepisy o ochronie środowiska. Okazało się, że wszystko jest zgodnie z prawem - powiedział Grzegorz Boroń, wicedyrektor wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska.- Jednak zapach zależy od pogody, kierunku wiatru itp.
Nawet jeśli inspektorzy wyczuliby smród, okazuje się, że i tak nie można nic z tym zrobić.
- Nie ma w Polsce tzw. ustawy zapachowej. A to oznacza, że nie możemy zobowiązać firmy do podjęcia działań - wyjaśnia Boroń. - Z tego, co wiem, ta drukarnia zamierza za rok lub dwa zmienić lokalizację. Wtedy na pewno brzydki zapach zniknie.
"Ortis" zaprzecza jednak, aby to z jego terenu dochodziły odory (tak fachowo nazywane są brzydkie zapachy)
- Gdyby to od nas śmierdziało, pracownicy by zareagowali. Oni też nie byliby zadowoleni. Często mamy kontrole z Urzędu Miasta i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i na pewno, gdyby coś było nie tak, wiedzielibyśmy o tym. Zresztą w tej chwili nasza produkcja jest prawie o połowę niższa. W związku z tym zmiejszyła się ilość emitowanych gazów i prawdopodobieństwo występowania brzydkich zapachów - mówi specjalistka do spraw ochrony środowiska w drukarni "Ortis".
Przedstawicielka firmy przypuszcza, że zapach pochodzi z kanalizacji.
- Niedawno sama wyczułam, że coś w pobliżu brzydko pachnie. Ale to na pewno nie było spowodowane działalnością drukarni - zapewnia.
Do sprawy wrócimy.