Za tonę śruty sojowej zapłacę około 2300 złotych! - mówi Andrzej Januszewski, producent trzody chlewnej z Gościeradza, koło Koronowa. - A przed rokiem płaciłem za tonę około 1200 złotych.
- Te ceny to koszmar! - twierdzi Andrzej Tański, producent drobiu z miejscowości Turzany koło Inowrocławia. - Ale nie mamy wyjścia - musimy kupić śrutę sojową. Z Ameryką nie wygramy.
Zdaniem Jana Krzysztofa Ardanowskiego, posła i wiceprzewodniczącego sejmowej komisji rolnictwa, to właśnie amerykańskie firmy zdominowały rynek. - Mają plantacje w Ameryce Północnej i Południowej i tam uprawiają soję modyfikowaną genetycznie - tłumaczy Ardanowski.
Susza podnosi ceny
Informacje o suszy w Ameryce doprowadziły do paniki na rynku i rekordowych wzrostów cen na świecie. Także w Polsce. Wczoraj za tonę śruty sojowej w gdyńskim porcie trzeba było zapłacić nawet ponad 2300 zł!
Dużo tego towaru kupili ostatnio Chińczycy i to też podkręciło panikę na rynku. Ale najbardziej szkodzą informacje o klęsce suszy.
- Jednak w Stanach Zjednoczonych podstawowym źródłem białka w paszach jest nie soja modyfikowana genetycznie, ale suszowy wywar gorzelniany powstający przy produkcji spirytusu kukurydzianego używanego do biopaliw - twierdzi Ardanowski. - W Polsce można by też wykorzystywać np. makuchy roślin oleistych i rozwinąć uprawy roślin białkowych takich jak łubin czy peluszka.
Łubinu za mało
Zdaniem wielu kujawsko-pomorskich rolników na razie upraw roślin motylkowatych jest zbyt mało, by mogły zastąpić soję.
- Gdyby zniesiono zakaz stosowania mączek mięsno-kostnych w żywieniu krzyżowym, ceny za śrutę sojową pewnie by spadły - uważa Januszewski.
- Najważniejsze, by nie zjadać mączek z osobników tego samego gatunku - tłumaczy Ardanowski. - Zakaz stosowania tych mączek wprowadzono przed laty w związku z BSE, czyli chorobą szalonych krów. I to logiczne, by bydło nie zjadało paszy z krów. Jednak Unia Europejska powinna się zgodzić, by drób był karmiony mączkami z trzody chlewnej. I na odwrót. Bo tyle cennego białka trafia do utylizacji, a Polska importuje rocznie około 2,5 mln ton soi GMO. Płacimy za to 4 mld zł!
O przywróceniu stosowania w paszach mączek mięsno-kostnych będzie rozmawiać polska delegacja na spotkaniu ministrów rolnictwa krajów UE.
Jednak chodzi też o to, by zniesienie zakazu nie doprowadziło do nadużyć. Żeby móc kontrolować, czy zasada krzyżowego skarmiania jest zachowana. - Chodzi o proste metody określania gatunków białka - dodaje Ardanowski. - Polscy naukowcy z Balic koło Krakowa, taką metodę już opracowali. Propozycję przesłali do Brukseli. W ciągu roku ten problem z mączkami powinien zostać rozwiązany.
Co do tego czasu zrobią nasi rolnicy skazani na śrutę sojową? Twierdzą, iż będą ograniczać produkcję zarówno drobiu jak i trzody chlewnej. No chyba, że ceny w skupie zrekompensują coraz wyższe koszty. Ale w to raczej nie wierzą, bo polski konsument coraz bardziej zaciska pasa.
Wydłużenie zgody na stosowanie pasz GMO do końca 2016 roku miało pomóc naszym rolnikom. Z ust polityków padał argument, że muszą oni być tak samo konkurencyjni jak ich koledzy z Europy Zachodniej, którzy karmią kurczaki i świnie śrutą wy-produkowaną z modyfikowanej soi. Tej tańszej. Kiedyś. Do zamieszania przyczyniła się Komisja Europejska, która rzekomo stawała w obronie równych praw unijnych rolników i konsumentów a tak naprawdę zrobiła dobrze amerykańskim koncernom, które zawojowały światowy rynek soi i teraz mogą dyktować ceny. Ale ta sama KE godzi się na to, abyśmy wcinali mięso nafaszerowane np. antybiotykami i innymi świństwami, które można stosować poza Wspólnotą. Pewnie zanim się ocknie i odwiesi zakaz w sprawie mączek, wielu naszych rolników zbankrutuje. __**