https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spacer po Poczdamie

Aleksandrowka - kolonia, w której osiedlili się rosyjscy jeńcy
Aleksandrowka - kolonia, w której osiedlili się rosyjscy jeńcy Fot. Agnieszka Wirkus
Podczas jednego poranka odwiedziłam dwa pałace, zajrzałam do holenderskiej dzielnicy i kolonii rosyjskiej.

Nie biegłam, nie jeździłam rowerem, a jedynie spacerowałam po Poczdamie. W tym mieście, które ma własny Belweder i Bramę Brandenburską, na zabytki natrafia się prawie co krok.

Miasto znane jest głównie dzięki konferencji, jaka odbyła się tu w 1945 roku. W jej trakcie o losie powojennego świata zadecydowali Józef Stalin, prezydent USA Harry Truman i premier Wielkiej Brytanii Clement Attlee. Kto jednak dotrze do Poczdamu, zapamięta go bardziej jako miasto... artystów. Wszędzie można tu natrafić na zabytki. Stara, bogata architektura miesza się ze współczesnymi budynkami. Często widać na nich barwne i pomysłowe graffiti.

W holenderskiej dzielnicy artystów
Na spacer po Poczdamie wybrałam się wcześnie rano, gdy życie w mieście dopiero się budzi. Z dworca kolejowego ruszyłam w kierunku Nikolaikirche (kościół św. Mikołaja), ogromnej świątyni zwieńczonej zieloną kopułą. Widok psuje tylko pobliski, kanciasty budynek, który wygląda, jakby został przeniesiony prosto z PRL-owskiej rzeczywistości.

Kawałek dalej dostrzegam pierwsze z licznych restauracji i sklepów. W powietrzu unosi się zapach kawy, widać mieszkańców, wracających z piekarni ze świeżymi bułkami i pączkami. Wystarczy, że skręcę w lewo i już po chwili mogę dotrzeć do Bramy Brandenburskiej. Poczdam ma bowiem swoją bramę, choć może mniej imponującą niż Berlin.

Wracam do ulicy ze sklepami i idę dalej przed siebie. Po prawej stronie rozpoczyna się Dzielnica Holenderska. Z ulotki dla turystów dowiaduję się, że małe kamienice zbudowano z czerwonej cegły na rozkaz króla Fryderyka Wilhelma I. Liczył, że w ten sposób ściągnie do Poczdamu holenderskich fachowców. Przybyła ich garstka.

Dzielnica przyciągnęła za to licznych artystów i twórców. Powstały antykwariaty i restauracje, a między ceglanymi budynkami zapanowała przyjemna, artystyczna atmosfera.

Przechodzę przez Bramę Naueńska. Podobno została zbudowana w stylu angielskim, lecz mi bardziej kojarzy się z pałacami z bajek Disneya.

Za bramą pojawią się piękne, stare wille. Niektóre wyglądają na opuszczone. Aż kusi mnie, aby wejść do ogrodu, zajrzeć przez zakurzone szybki i zapukać do spróchniałych drzwi. Niestety, furtki są zamknięte.

W hołdzie carowi
Na skrzyżowaniu lekko skręcam w lewo. Betonowe budynki zastępują trawnik i drzewa. Mam wrażenie, że weszłam na teren ogródków działkowych. W rzeczywistości dotarłam do rosyjskiej kolonii Aleksandrowki. Znów zaglądam do ulotki. Dowiaduje się z niej, że kolonia powstała ponad 180 lat temu. Miała być symbolem pamięci o carze Aleksandrze, z którym przyjaźnił się król Fryderyk Wilhelm III. W tej części miasta zamieszkali rosyjscy śpiewacy, wybrani spośród jeńców wojennych.

Dziś w kolonii znajdują się drewniane domy, ozdobione fantazyjnymi rzeźbieniami i otoczone sadami owocowymi. Można tu znaleźć restaurację oraz muzeum, które niestety o tak wczesnej porze jest jeszcze zamknięte. Dalej, na wzgórzu, między drzewami, stoi mała, różowa świątynia. Wokół pobliskich domów spokojnie krzątają się kobiety.

Belweder, czyli piękny widok
Odnajduję na mapie pobliski Belweder. Nazwa ta oznacza piękny widok i taki właśnie ujrzałam na wzgórzu, czyli Pfingstberg. To tu znajduje się poczdamski Belweder, zbudowany w XIX wieku przez Fryderyka Wilhelma - tym razem - IV. Pałac stoi na planie kwadratu. Ma grube mury w kolorze piasku i dwie wieże. Przed nim z krzewów stworzono zielony korytarz. Panuje w nim przyjemny chłód. Dlatego spaceruję nim, czekając na otwarcie Belwederu. Gdy w końcu strażnik uchyla bramę, wraz z nielicznymi turystami chronię się przed coraz bardziej piekącym słońcem w wąskich salach pałacu. Znajdują się tu zdjęcia, na których widać, jak Belweder został zniszczony po wojnie oraz jak przebiegała jego renowacja. Wdrapując się pięknymi, metalowymi schodami na szczyt wieży podziwiam kunsztowne malowidła. Przebijają przez nie napisy, jakie przez lata wyryli na nich wandale.

W "kajucie" Cecylii
Z Belwederu idę parkowymi uliczkami do pobliskiego pałacu Cecilienhof. Po przekroczeniu bramy Nowego Ogrodu, znajduję mapę z zaznaczonymi na niej zabytkami. Nie mam czasu, aby odwiedzić Marmurowy Pałac lub zobaczyć tutejszą piramidę. Kieruję się prosto do Cecilienhof. Choć wygląda jak stara, angielska posiadłość, powstał dopiero na początku XX wieku. To właśnie tu podpisano wspomniany wcześniej układ poczdamski. W środku można zwiedzić salę, gdzie kiedyś wielcy tego świata decydowali o losach Europy. O powojennej konferencji przypominają tu nawet... czerwone kwiaty, posadzone tak, aby tworzyły gwiazdę. Podobno pierwszy raz wsadzono je tak, aby sprawić przyjemność Stalinowi.

W Cecilienhof jest wiele inych ciekawych miejsc. Warto zerknąć do pokoju Cecylii von Mecklenburg-Schwerin, żony księcia Wilhelma. To niewielkie pomieszczenie do złudzenia przypomina kajutę na statku.

Jest południe. Słońce piecze niemiłosiernie. Na drugim końcu Poczdamu znajduje się Park Sanssouci. Gdybym udała się w drugim kierunku, dotarłabym do Parku Filmowego Babelsberg. Mogę też odpocząć w Parku Ludowym. Gdzie pójść? Wybrałam sklep z biżuterią z drewna i koralików. W końcu pamiątka, rzecz święta.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska