Gdy Louis Lewin Aronsohn ze wspólnikami zakładał spółkę żeglugową wiedział, że Bydgoszcz to wyjątkowo dobre miejsce na funkcjonowanie firmy zajmującej się transportem. Wkrótce jego firma przekształciła się w jedno z największych przedsiębiorstw żeglugowych w Niemczech, a potem w międzywojennej Polsce. Aronsohn na akcjach Lloyda Bydgoskiego tak się wzbogacił, że mógł przestać pracować i przez długie lata całkowicie poświęcił się działalności społecznej i charytatywnej (m.in. to jemu Bydgoszcz zawdzięcza sprowadzenie statuetki Łuczniczki).
Aronsohn to może najjaśniejszy przykład kariery związanej z Kanałem Bydgoskim, ale mniejsze czy większe interesy robiło tu tysiące osób przez półtora wieku. W Bydgoszczy, w oparciu o spławiane drewno, wyrosło prawdziwe imperium tartaków, powstały stocznie, które budowały nawet statki morskie, a prywatni właściciele mieli w ręku imponującą flotyllę barek, holowników i innych stateczków. Ich możliwości kilkakrotnie przebijały tonaż takiego tuza w handlu jak Lloyd Bydgoski.
Po wojnie spadkobiercą Lloyda Bydgoskiego i rzeszy prywatnych barkarzy stało się przedsiębiorstwo "Żegluga Bydgoska". Jednak po tłustych latach 50. i 60. firma zaczęła notować systematyczny spadek wielkości przewozów.
Począwszy od lat 70. bydgoski armator coraz częściej szukał szczęścia na zachodzie Europy, gdzie żegluga śródlądowa nadal dobrze sie trzymała. Jeśli więc u progu lat 80. jednostki "Żeglugi Bydgoskiej" przewoziły rocznie około 1,6 mln ton ładunków, to z nich ponad jedną trzecią stanowiły dostawy do portów ówczesnego NRD i innych, dalej na zachód.
- Mamy ambicję odrodzić transport wodny w naszym regionie - mówi prezes "Żeglugi Bydgoskiej" SA Andrzej Montwiłł. - Dlatego z zainteresowaniem przyjmujemy wszystkie inicjatywy zmierzające do odrodzenia rangi Bydgoskiego Węzła Wodnego.
Przedsiębiorstwo tworzą obecnie dwie spółki zależne: Porty Żeglugi Bydgoskiej oraz Stocznie Śródlądowe Żeglugi Bydgoskiej. Właścicielem większości akcji jest Odratrans SA we Wrocławiu.
Dziś barki płynącej przez Kanał Bydgoski właściwie nie można zobaczyć. Przewozy ogranicza niesprawność strategicznej śluzy w Brdyujściu. Poza tym przy często występujących na Wiśle niskich stanach wody, barki nie mogą pływać w kierunku wiślanych portów np. w Malborku, jak i do Ujścia czy Krzyża w drodze do Odry.
Absolwenci działającego po sąsiedzku Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej w Nakle zamiast na miejscu coraz częściej szukają zatrudnienia w zawodzie u zachodnich armatorów.
**
