To była męska wyprawa, uczestniczyło w niej 12 bydgoszczan. Mimo deszczu, który lał przez całą sobotę, około 50 km z bydgoskiego osiedla Czyżkówko do Chrystkowa panowie przepłynęli w osiem godzin. Start był na Brdzie, potem pokonali jej ujście do Wisły, by osiągnąć cel: przeżyć spływ królową polskich rzek.
Tylko siedzieć i podziwiać
Do jej poznawania zachęcał dwukrotnie podróżnik Marek Kamiński. On, podobnie jak dwunastka z Bydgoszczy, też zszedł z kajaka w Chrystkowie. - Wisła w tym miejscu jest szeroka jak autostrada, podobna do afrykańskich rzek - opowiadał i apelował do miłośników aktywnego wypoczynku w regionie: - Spływajcie Wisłą! To nieprawda, że jest groźna. Przeciwnie. A uroku ma więcej niż inne wielkie rzeki w Europie, bo jako jedyna nie została uregulowana.
- To prawda. Tylko siedzieć w kajaku i podziwiać, choć do brzegów jest daleko - mówi Maciej Wesołowski z bydgoskiej ekipy. - Przez odległość do drzew, brakuje punktów odniesienia, więc człowiek ma wrażenie, że się nie przesuwa.
Nie trzeba było wiosłować
- A tu niespodzianka! - wtrąca Mikołaj Kraska. - Po zbliżających się łachach albo korzeniach sterczących z rzeki odkrywasz, że pędzisz, bo Wisła płynie szybko. Mijaliśmy je w naprawdę niezłym tempie. Właściwie nie trzeba było wiosłować, nurt niósł sam.
Nie mieli groźnych sytuacji?
- Czasem obróciło kajak, ale to nic strasznego i jest do opanowania - odpowiadają.
Bydgoszczanie organizowali sobie chwile wytchnienia, sczepiając kajaki w tratwę. Dzięki temu przemieszczali się w grupie.
- Można było coś przekąsić, porozmawiać, porozglądać się. Gdyby tylko choć na chwilkę przestało padać - wzdychają.
Jednak niepogoda nie osłabiła ich entuzjazmu. Już zapowiadają, że za rok znowu spłyną z Bydgoszczy do Chrystkowa: - To będzie nasz tradycyjny wypad. Co rok w dzień finału Ligi Mistrzów. Oglądamy go razem.
Czytaj e-wydanie »