Wypadek wydarzył się po zachodniej, mazowieckiej stronie Wisły (wschodni brzeg należy do województwa lubelskiego) na wysokości Kolonii Nadwiślańskiej. To daleko, ale wielka rzeka przepływa także przez nasz region i kajakarze także tu chętnie korzystają z jej uroku.
Chętnie wychodzą na piaszczyste wyspy (łachy) wynurzające się przy niskim stanie wody. Można na nich odpocząć, wygrzać się w słońcu na złotym piasku, podziwiać szerokie i dalekie widoki. Tyle, że ta sielanka może się zakończyć właśnie tak, jak w przypadku nieszczęsnego 54-latka, mieszkańca powiatu ostrowieckiego (Świętokrzyskie). Jego ciało wyłowili płetwonurkowie.
Policja apeluje teraz do uczestników spływów kajakowych o rozwagę i korzystanie z tego rodzaju aktywności pod okiem instruktorów. Należy pamiętać o wyposażeniu ratunkowym, o korzystaniu z kamizelek ratunkowych lub asekuracyjnych.
Jednak lepiej nie wchodzić
- Nikomu nie radzę wchodzić na wiślane łachy, także w naszym regionie. Wyglądają pięknie, wręcz cudownie, ale to piękno jest złudne i można powiedzieć, że wciągające i to dosłownie. A zatem te złote piaski mogą być śmiertelnie niebezpieczne, co zresztą udowadniają kolejne utonięcia. Szczególnie niebezpieczne jest wejście na łachę lub zejście na nią od czoła - przestrzega prof. Zygmunt Babiński, hydrolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, badający naturę Wisły od ponad 50 lat.
Czoło łachy to akurat jej tył, czyli strefa dolnej wody, gdzie prądy wsteczne żłobią największą głębię, zwykle od 1,5 do 3 metrów. Tam właśnie, z sypkiego, nieubitego jeszcze piasku, łatwo można ześlizgnąć się do wody, albo piasek zwyczajnie usuwa się spod nóg. Ten kto wpadnie w głębinę, a nie posiada na sobie kamizelki asekuracyjnej, może już nie wypłynąć. Mało tego, ciało jest zabierane nurtem i potem znajdowane (jeśli w ogóle) wiele kilometrów dalej.
To też może Cię zainteresować
Od strony napływającej wody i z obu brzegów łacha jest o wiele bardziej stabilna, ubita, a i woda jest tam płytka. Tyle że nawet mały kajak nie jest w stanie swobodnie dopłynąć z tych stron, bo jest za płytko. Dlatego kajakarze dobijają od czoła, czyli od głębiny.
Za ostrogą nurt drąży głębię
- Bardzo niebezpieczne są także wiślane ostrogi (to sztuczne budowle regulacyjne wychodzącej z brzegu w nurt rzeki pod kątem prostym – dop. autora), zwłaszcza okładające ją kamienie. Po przejściu wysokiej wody kamienie pokrywają się mułem i porostami, są śliskie. Bardzo łatwo można się na ich poślizgnąć i wpaść do wody, której średnia głębokość wynosi 3 metry, ale może być też o wiele większa. Upadając, można też uderzyć się potylicą o kamień – przestrzega Zygmunt Babiński.
Niektórym ludziom wydaje się, że z ostrogi łatwo mogą dojść w bród na najbliższą łachę, bo te tworzą się także między ostrogami. Tyle, że przezroczystość wiślanej wody to zaledwie 30 do 50 centymetrów i wrażenie, że jest płytko często bywa złudne. Zdarza się więc, że taki „spacer” kończy się wpadnięciem w głębię (ploso).
Problem w tym, że za ostrogami tworzą się prądy schodzące, głębinowe, wypłukujące dno na głębokość od kilku do nawet 12 metrów (sic!). Taką głębokość profesor znalazł podczas badań na wysokości Świecia, a dokładniej Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych.
Naukowiec dodaje, że szczególnie dynamiczne procesy na Wiśle mają miejsce między Toruniem a Solcem Kujawskim i bydgoskim Fordonem, bowiem tam osadzają się piaski wypłukiwane poniżej tamy włocławskiej, gdzie erozja dna jest najsilniejsza. Według jego szacunków za 10 - 15 lat dno między Toruniem a Bydgoszczą będzie już tak zerodowane (obniżone), że łachy zaczną się budować znacznie dynamiczniej poniżej Fordonu.
