Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stąd do wieczności

ADAM WILLMA [email protected]
Fot. Tytus Żmijewski
Wieczny odpoczynek gwarantowany przez państwo oznacza 20 lat spokoju po pochówku. A co dzieje się później?

Wszystko zależy od gleby. Żwir przez 20 lat dokładnie oczyści kości, ale bywają i takie struktury geologiczne, przy których nawet grabarzom robi się słabo na myśl o ekshumacji.

Kazimierz, grabarz na jednym z wiejskich cmentarzy pod Brodnicą południowy skrawek nekropolii nazywa doliną upiorów: - Tam są pokłady gliny, więc nawet przy likwidacji starych, 40-letnich grobów ciała wyglądają tak, jakby je ktoś zakopał 3 miesiące temu.

Grób z niespodzianką

Miejsca są w cenie zwłaszcza w mieście. W Krakowie "lokalizacje z widokiem" na starych nekropoliach, w sąsiedztwie sławnych postaci sprzedane zostały przed miesiącem po 30-40 tysięcy złotych.

Ale co stało się ze szczątkami bliskich poprzednich właścicieli grobów? To samo co ze wszystkimi, którzy nie zatroszczyli się o kolejne dziesiątki lat cmentarnej nieśmiertelności.

- Podczas likwidacji starego grobu kości zakopuje się jakieś 30 centymetrów poniżej nowej trumny - wyjaśnia Kazimierz Kilanowski, kierownik cmentarzy komunalnych w Toruniu.

A zatem rodzina kupująca stare miejsce na cmentarzu, otrzymuje - mówiąc językiem grabarzy - grób z niespodzianką.

Może właśnie z obawy przed takim przemieszaniem rodziny coraz częściej decydują się na ekshumacje.

- Z naszych obserwacji wynika, że w 90 procentach przyczyną ekshumacji jest chęć przewiezienia szczątków w bardziej dogodne dla rodziny miejsce, często setki kilometrów dalej - mówi Maria Depczyńska, pracownik Sanepidu, która z urzędowego obowiązku asystuje przy otwarciu grobów.

Jeśli ciało zostało zdemineralizowane, przepisy zezwalają na użycie niewielkiej, obitej blachą skrzynki, w której umieszcza się kości. Ale jeśli dodać do tego konieczność wynajęcia specjalistycznego samochodu, koszty takiej "przeprowadzki" są zbliżone do kosztów pogrzebu.

Szkielety dobrej jakości

Może dlatego część ekshumowanych ciał trafia wprost do krematorium, z którego do rodzin wracają w 6-litrowych urnach. Choć przepisy nakazują pochowanie również tych prochów na cmentarzu, to jednak w praktyce jest to przepis trudny do wyegzekwowania. W ten sposób prochy dawno zmarłych przodków znajdują wieczny spoczynek w miejscach mniej dostojnych niż cmentarze. Nie ma dziś problemu, aby zlecić rozsypanie prochów na Bałtyku albo nad Tatrami.
Nad popularnością ciałopalnych pochówków ubolewają antropolodzy, dla których każdy szkielet niesie w sobie cenne informacje o epoce i stylu życia jego właściciela. Stąd tylko na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika przedłużenie wieczności zyskało sobie aż 2 tysiące "obiektów". Wiele z nich to szkielety niekompletne, a czasem nawet popioły.

Podziemna skarbnica

- Owszem, sztuczne szkielety są dziś bardzo dobrej jakości - przyznaje prof. Guido Kriesel, antropolog. - Te które wykorzystujemy, pochodzą z Niemiec, kosztują 2,5 tys. złotych za komplet. Ale studenci powinni mieć również kontakt z prawdziwymi kośćmi. Zwłaszcza z tymi zdekompletowanymi i podniszczonymi. W jaki inny sposób nauczą się rozpoznawać w przyszłości prawdziwe szczątki ludzkie?
Kości wykorzystywane przez naukowców z UMK w większości pochodzą z wykopalisk archeologicznych. Profesor Kriesel sceptycznie podchodzi do nowych tendencji w archeologii - aby wykopane szczątki powracały do miejsc, z których zostały wykopane. - Takie standardy przyjęto na przykład w USA iw Australii. Antropologia ma nieco inne spojrzenie na te sprawy. Ludzkie kości są zbyt wielką skarbnicą wiedzy, aby z niej rezygnować. Teoretycznie można byłoby po zbadaniu z powrotem zakopywać kości, ale przecież co kilka lat pojawiają się nowe metody badań.

Prawdziwym cmentarzyskiem ludzi z różnych epok są magazyny muzealne. To właśnie do nich trafia większość znalezisk archeologicznych.

- Trzymamy je w osobnych skrzyniach i staramy się raczej nie naruszać ich spokoju, nie ma więc większej różnicy czy przechowywane są u nas, czy wracają na stanowisko - uważa Ewa Bokiniec z Muzeum Okręgowego w Toruniu. - Do wystaw archeologicznych zwykle i tak wypożyczamy szkielety od antropologów, którzy fachowo je układają.

W gorszej sytuacji są te z muzeów i uczelni, które dysponują nowszymi preparatami. Na wszelki wypadek sławne kolekcje doskonale spreparowanych fragmentów ludzkich ciał w Poznaniu i w Krakowie służą jedynie naukowcom i studentom.

Kwatera zasłużonych

Chętnych do przekazania własnych ciał nauce jest coraz mniej. Antropologowie mają nadzieję, że moda na unieśmiertelnienie ciała przy pomocy nauki rozpowszechni się za sprawą aktora Jerzego Nowaka, który już zapowiedział, że jego ciało posłuży po śmierci jako preparat.

Tymczasem dotychczas używane preparaty i szkielety zużywają się i starzeją. Te bezużyteczne trafiają w końcu do ziemi.

- Mamy na bezużyteczne kości swoją kwaterę na cmentarzu - mówi tajemniczo prof. Kriesel, ale o szczegółach nie chce rozmawiać.

Do ziemi trafiają również po długim nieraz "leżakowaniu" w magazynach kości będące dowodami rzeczowymi w sprawie albo te odnajdowane przez przypadek na działkach, przy budowach itp. Na cmentarzach są dla nich osobne, anonimowe kwatery.

Umarły, nawet ten z kilkusetletnim stażem nieboszczyka może służyć też jako przestroga dla żyjących. W tym celu w kilkudziesięciu obiektach klasztornych (w tym w Brodnicy) eksponowane są zmumifikowane zwłoki zakonników.
Przestrogą, która działa na wyobraźnię w jeszcze większym stopniu, są okolice krematoriów na terenie dawnego obozu Auschwitz-Birkenau. Przy dołach paleniskowych drobne fragmenty kości zmieszały się z ziemią. Muzeum stało się też grobowcem dla innych makabrycznych eksponatów: - Fragmentami ludzkich ciał są 2 tony włosów, popioły oraz wytwory z (prawdopodobnie) ludzkiej skóry - wylicza dr Igor Bartosik, szef działu zbiorów ruchomych w Muzeum Auschwitz. - Z podobnym szacunkiem należy podchodzić do ogromnego zbioru protez.

Brelok z dziadkiem

Dla jednych śmierć jest makabrycznym i przygnębiającym wydarzeniem, dla innych - żyłą złota. Firmy wyspecjalizowane w nekrobiznesie oferują różne sposoby na przedłużenie żywota ludzkich szczątków. Za kilkanaście tysięcy dolarów można zagwarantować sobie miejsce na orbicie okołoziemskiej, ale grób na Księżycu to już inwestycja wielokrotnie droższa. Ci, którym nie w smak marność ciała, atrakcyjny wygląd (i trwałość!) powinni odłożyć na czarną godzinę co najmniej 4 tysiące euro. Za tę kwotę część ich prochów może zostać przerobiona przez jedną z amerykańskich firm w sztuczny diament w dowolnej oprawce (na przykład w formie breloka). Usługę oferuje już 200 zakładów pogrzebowych w USA oraz jeden w Polsce (w Łodzi).

Pewność długowieczności mają również ci zmarli, których nagrobki uznane zostały za dzieła sztuki, pod warunkiem że dzieło zostało wykonane z materiałów obojętnych złomiarzom (ale któż chciałby leżeć pod nagrobkiem z plastiku?).
Jest i tańszy sposób - we wspólnych grobach nie kończą też na ogół ci, których dobre czyny pamięta się przez pokolenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska