Rozmowa z Natalią Osicą, socjologiem, zajmującą się zjawiskiem stalkingu.
- Poznała pani stalking na własnej skórze?
- Na szczęście nie. Nie byłam też nigdy sprawcą. Sprawą zainteresowałam się współpracując z niemiecką organizacja, która stara się nieść pomoc ofiarom stalkingu.
- To realny problem czy kolejna moda? Sądząc po wpisach na forach internetowych tysiące Polaków boryka się z prześladowaniem przez wielbicieli.
- Sporo tu nieporozumień, przez to, że nie ma niestety w polszczyźnie dobrego odpowiednika tego terminu. Chodzi o prześladowanie, nękanie, złośliwe i powtarzające się nagabywanie, które zagraża bezpieczeństwu, jednym słowem - przemoc emocjonalną.
- Dawny wielbiciel grający codziennie na lutni pod oknem wybranki...
- To dobre porównanie, bo wielu obserwatorów zewnętrznych nie przypisuje stalkerowi złych intencji, zwłaszcza gdy w grę wchodzi były partner. Tymczasem zachowanie stalkera nakierowane jest na zdobycie celu za wszelką cenę.
- To człowiek chory?
- Na pewno ofiara zaburzeń. Ich tłem może być, np. erotomania, ale i porzucenie w dzieciństwie.
- Kiedy kończy się miłość, a zaczyna stalking?
- W odczuciu każdej ofiary ta granica przebiega inaczej. O stalkingu mówimy, gdy ofiara czuje się osaczona, czuje niemoc i bezsilność, gdy nie potrafi powstrzymać ataków adoratora ani słowami, ani działaniem. Pewien repertuar zachowań jest wspólny: uporczywe nękanie telefonami, pojawianie się w pobliżu miejsca zamieszkania ofiary, nawiązywanie kontaktu za pośrednictwem osób trzecich, wysyłanie listów, sms-ów, śledzenie... Najtrudniejsze do zniesienia jest stanie pod drzwiami albo uporczywe wpatrywanie się w okno ofiary. Stalkerem może być nie tylko były partner, ale i osoba, z którą ofiara nigdy nie rozmawiała.
- Brzmi jak scenariusz filmu.
- Bo ten motyw pojawiał się w filmach. Stalking nie jest przecież niczym nowym, ale dopiero teraz mówimy o tym zjawisku głośno.
- Kobiety są mistrzyniami w burzeniu krwi płci przeciwnej. Może to konsekwencja igrania z uczuciami?
- To popularny stereotyp, który bardzo utrudnia życie ofierze stalkingu. Najczęściej, gdy na komisariacie pojawia się kobieta (im bardziej atrakcyjna, tym gorzej dla niej) i skarży się, że jej były chłopak stoi ciągle pod jej domem, zarzuca ją niechcianymi prezentami, policjant stuka się w głowę. Tymczasem kobieta bywa na skraju wytrzymałości.
- Mówimy o kobietach w roli ofiar. Bywa odwrotnie?
- Około 90 procent stalkerów to mężczyzna, zwykle pomiędzy 30 a 40 rokiem życia.
- Gdzie może zgłosić się ofiara?
- Nie ma instytucji, która udzieliłaby jej pomocy, więc deską ratunku są fora internetowe. Tam jednak jest sporo nieporozumień. Dokładnie tak, jak z pedofilią w USA czy modnym dziś w Polsce mobbingiem.
- Pamiętam kolegów ze studiów, którzy całymi miesiącami "polowali" na swoje wybranki.
- Też mam kolegów, którzy wyznają zasadę "jak sobie uchodzę, to będę miał", ale są to podchody miłe i urocze, których celem jest wywołanie pozytywnego uczucia kobiety, a nie osaczania i niszczenie psychiczne.
- Głośno o stalkingu zrobiło się za sprawą inwazji celebrytów.
- To prawda, początek badań związanych z tym zjawiskiem datuje się właśnie od okresu, kiedy głośna była między innymi sprawa prześladowania przez wielbiciela aktorki Judie Foster. Celebryci są o tyle w lepszej sytuacji, że ludziom łatwiej jest uwierzyć, iż są nękani, np. przez swoich fanów. Przeciętnemu człowiekowi trudniej udowodnić, że jest ofiarą stalkingu.
- Co grozi prześladowcy u nas?
- Nic. Nadal nie jest to proceder karalny.