Rodzinie Rudolf, która nie musi opuszczać domu, w trzy dni po zdarzeniu nadal trudno uwierzyć w tragedię, która rozegrała się za ścianą.
- To bardzo przykre - mówią. - Zginęli nasi sąsiedzi, mieliśmy częsty kontakt. Jesteśmy wstrząśnięci tragedią. Kiedy nastąpił wybuch inny sąsiad próbował ich ratować, ale płomienie były tak wysokie i miały tak wielką temperaturę, że nie dało się. Robiliśmy co w naszej mocy, ale musieliśmy ratować też własne życie. Nasze mieszkanie, na szczęście, nie uległo zniszczeniu, ale niedawno wyremontowany lokal obok został zalany wodą podczas gaszenia. Uszkodzone są dach i sufit, sąsiedzi nie mogą tu żyć.
Wspomniani sąsiedzi to dziadkowie i ich wnuk, który w sobotę bierze ślub. Z narzeczoną Natalią oczekują dziecka. Niedawno zakończyli kilkumiesięczny remont. Teraz łzy mieszkają im się z radością. O przełożeniu ślubu nie myślą, bo wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
- Na remont, który trwał od maja do września, wziąłem kredyt z banku, dołożyłem z tego, co oszczędziłem - mówi Wojciech Michalski. - To wielkie nieszczęście, bo choć udało nam się uratować wyposażenie, to całe mieszkanie trzeba ponownie remontować. I ponieść olbrzymie koszty.
Wczoraj nadzór budowlany zabronił użytkowania czterech mieszkań.
- Są uszkodzone od działania ognia, nadpalone, zalane - informuje Mariusz Szymański. - W najgorszym stanie jest to szczytowe, w którym zginęli ludzie.
Przypomnijmy, że w przedświąteczną sobotę ogień gwałtownie rozprzestrzeniał się po drewnianej konstrukcji stropu, ścian i dachu na poddasza sąsiednich lokali. W wielorodzinnym parterowym budynku z użytkowym poddaszem było osiem mieszkań. Przebywało w nich 18 osób.
Te, które uciekły poinformowały strażaków, że w obiekcie zostały dwie osoby. Mimo wysokiej temperatury i silnego zadymienia strażacy ich szukali. Gdy znaleźli nie dawały znaków życia. Lekarz stwierdził zgon 76-letniej kobiety i jej 47-letniego syna, którzy doznali ciężkich obrażeń i poparzeń.
Jak się okazuje, w budynku nie wybuchła butla z gazem. Gaz się zapalił, może butla była rozszczelniona? Gdyby nastąpiła eksplozja niewiele by zostało z budynku. Nad mieszkaniami została spalona dachówka, którą zdjęto. - Do końca tygodnia ocenimy stan techniczny budynku, by dowiedzieć się co z instalacją elektryczną, kominową, jak osłabiona jest konstrukcja. I wydamy decyzję, co należy wykonać, by przywrócić budynek do użytku - wyjaśnia inspektor nadzoru budowlanego
Chcą wrócić na swoje
Dotąd ci, którzy musieli opuścić mieszkania, nie zwrócili się o pomoc do GOPS-u ani wójta. Ten jednak zapewnił ich o wsparciu z Urzędu Gminy.
- Lokum, w którym znaleziono ofiary, jest doszczętnie spalone - mówi wójt Jerzy Rabeszko. - Dwa inne są bardzo zalane. Jedna lokatorka przebywa w Niemczech, druga przeniosła się do siostry. W pierwszej kolejności trzeba zrobić dach, bo z górnej kondygnacji budynku widać niebo. Na pewno w tym pomożemy. Ludzie nie chcą wsparcia z GOPS-u, nie liczą na lokale zastępcze, chcą przeczekać u rodzin i wrócić do siebie.
Gmina założyła konto w Banku Spółdzielczym, na które można wpłacać pieniądze - z dopiskiem "Pomoc dla pogorzelców": 44948600050011200620050060