- Latem tu był taki smród, że nie można było wytrzymać - opowiada jedna z sąsiadek.
Zebrali 200 podpisów
Opiekun - nie chce podawać nazwiska - mieszkał w jednym pokoju niewielkiego domu przy ul. Brzeskiej aż z 11 psami.
- Płacę za swoje dobre serce. Miałem wygnać sukę, która przybłąkała się do mnie trzy lata temu? Zaopiekowałem się i mam taką zapłatę - żali się. Przygarnął sukę, a potem psa, jednego, kolejnego. Pod jednym dachem psia gromadka mnożyła się. I chyba nie dojadała, skoro ludzie opowiadają, że psy zagryzały nie tylko koty, króliki, ale własne szczenięta, a nawet rzucały się na inne psy we wsi. - Tu jest skrót na cmentarz w Goszczewie. Ludzie od dawna z niego korzystali, ale gdy pojawiły się te psy, przestali tędy chodzić. Sama zrezygnowałam z tej drogi - nie ukrywa Bożena Świątkowska, gminna radna.
To ona zebrała wśród mieszkańców ponad 200 podpisów pod petycją do wójta gminy Aleksandrów Kujawski, żeby z psiarnią we wsi coś zrobić.
- Te psy biegały po okolicy. W Wólce zaatakowały cielaka, u nas podrapały młodą kobietę, chłopaka zrzuciły z roweru, ludziom wyciągały siatki z zakupami, przewracały pojemniki na śmieciu sąsiadów - opowiadają mieszkańcy. Kiedyś radna zastała cztery w swojej piwnicy. - Pewno wpadły tam za kotem, albo wyczuły resztki jedzenia - przypuszcza. Zwierzęta mogły być głodne, bo opiekun nie ma żadnych dochodów.
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej chciał mu dać rentę socjalną, ale odmawiał dopełnienia formalności. Ludzie we wsi mówią, ze powinien się leczyć u specjalisty.
Jego żona zamieszkała w dobudówce, bo już nie miała siły walczyć z dziwactwami męża. Z marnej emerytury płaci niektóre jego rachunki.
Radna Świątkowska wzięła sprawy w swoje ręce. Miała poparcie mieszkańców, a gmina szybko zareagowała na petycję, by psy wywieźć do schroniska.
Pojechały do schroniska
Wczoraj pod okiem policji i straży gminnej zapakowano psy na samochód z klatkami. Pojechały do Schroniska dla Zwierząt w Toruniu. - Nie mam na opał, one mnie przynajmniej grzały - próbował targować się właściciel psiarni. Zostawiono mu jednego zwierzaka.
Psy odjechały, ludzie choć są wdzięczni gminie za szybką reakcje, wcale nie są pewni, czy za jakiś czas psiarnia się nie odrodzi. - Ale przynajmniej przez jakiś czas będzie spokój, bo strach było po wsi chodzić - nie ukrywali.