Chodzi o interwencję z czwartku (4 marca) na ulicy Orzeszkowej. Wówczas strażnicy miejscy zauważyli idącego ulicą mężczyznę, który nie posiadał maseczki. Po krótkiej rozmowie strażnicy użyli gazu łzawiącego, a następnie powalili na ziemię i skuli go kajdankami. Zebranym tłumaczyli, że "nic takiego się nie dzieje".
Świadkowie nagrali zdarzenie, a jedna z kobiet upubliczniła filmik na portalu społecznościowym. Zapewniała też, że widziała sytuację i mężczyzna nie był agresywny wobec strażników. Nagranie wywołało oburzenie wielu ełczan. "Do czego to doszło żeby za brak szmaty tak traktować..." - czytamy w komentarzach. Albo: dwóch Strażaków Miejskich bohatersko powstrzymało bandytę, który prawdopodobnie chodził już od tygodni i frywolnie zarażał mieszkańców Ełku.
Świadkowie zdarzenia wezwali policję. Po jej przyjeździe mężczyzna został rozkuty. Policjanci będą ustalać czy zachowanie strażników było prawidłowe. Na wnioski trzeba zaczekać kilka tygodni.
Na nagranie zareagował prezydent Ełku Tomasz Andrukiewicz, który na swoim portalu społecznościowym zapowiedział, że szczegółowo wyjaśni okoliczności zdarzenia. Wystąpił też do wojewody warmińsko-mazurskiego z prośbą o zewnętrzną kontrolę. Od jej wyników będą zależały dalsze decyzje.
Dzisiaj podczas konferencji prasowej komendant Straży Miejskiej Krzysztof Skiba poinformował, że funkcjonariusze do czasu wyjaśnienia sprawy zostali zawieszeni w obowiązkach służbowych. Oboje są doświadczeni w pracy. Strażnik pracuje 10 lat, strażniczka - 3. Utrzymują, że zatrzymany przez nich mężczyzna odnosił się lekceważąco, był wulgarny. Przypomniał też, że funkcjonariusze Straży Miejskiej mają prawo użyć środków bezpośredniego przymusu.
Rewolucja w zasiłkach chorobowych
