Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy poszukiwali chłopca w jeziorze, a karetka odjechała przed zakończeniem akcji do bazy

Renata Hryniewicz
Renata Hryniewicz
Akcja poszukiwawcza trwała ponad godzinę
Akcja poszukiwawcza trwała ponad godzinę Renata Hryniewcz
Do tej strasznej tragedii doszło w czwartek po 18.00 nad jeziorem Długie w Rzepinie. Utonął 12 letni chłopiec, uczeń 7 klasy rzepińskiej podstawówki. Na miejsce przyjechali strażacy i karetka. W czasie, gdy strażacy i płetwonurkowie jeszcze nie skończyli poszukiwań, karetka wróciła do bazy. Kiedy już pojechała, chłopca wyłowiono i ewakuowano na brzeg. Strażacy sami reanimowali 12 - latka przez 15 minut. Chłopiec nie dał oznak życia. Lekarz stwierdził zgon.

Nastolatek wraz z dwójką kolegów kąpali się w jeziorze. Kiedy wyszli, postanowił skoczyć do wody z pomostu na główkę w miejscu gdzie są barierki, i w którym jest zakaz skakania do wody. - Kiedy próbował skoczyć, poślizgnęła mu się noga i zahaczył o linę zabezpieczającą, uderzył o pomost i wpadł do jeziora - mówił nam na miejscu wypadku komendant policji w Rzepinie asp. sztab. Ryszard Świerczek. - Koledzy ruszyli na ratunek, ale chłopiec był już pod wodą. Niedaleko miejsca zdarzenia była kobieta, która widziała sytuację i powiadomiła służby. Przyjechało kilka zastępów straży pożarnej i karetka pogotowia ratunkowego z Rzepina.
Kiedy straż pożarna podjęła akcje poszukiwawczą dojechali płetwonurkowie z Międzyrzecza. Jeden z nich wyłowił ciało. Strażacy rozpoczęli długą reanimację. Nie udało się uratować chłopca. Lekarz stwierdził zgon.

W czasie poszukiwań chłopca w jeziorze, karetka odjechała do bazy. Ustaliliśmy jak to dokładnie wyglądało, dlaczego karetka odjechała, skoro chłopca nadal szukano i w każdej chwili mogła być potrzebna pomoc ratowników.

Zgłoszenia do służb dokonano o 18.29. Minutę później ratownicy medyczni wyjeżdżają z rzepińskiej bazy, a 18.34 są już na miejscu. W związku z tym, że poszukiwania chłopca się przedłużają, dyspozytor stwierdza, że ratownicy mają maksymalnie godzinę od momentu wezwania poczekać , a jeżeli dziecko nie zostanie odnalezione mają wracać do bazy. O 19.16 załoga karetki informuje dyspozytora, że chłopca nadal nie odnaleziono. Wracają do bazy. O 19.44 jest kolejne zgłoszenie: Chłopiec jest odnaleziony. Zanim karetka wraca, strażacy reanimują dziecko. O 20.17 przyjeżdża druga karetka z lekarzem, który stwierdza zgon.

- Ratownicy po raz pierwszy byli na miejscu - jak wynika z naszej dokumentacji - ponad 40 minut. Po tym czasie poinformowali naszego dowódcę, że będą zjeżdżać - mówi rzecznik straży powiatowej w Słubicach mł. bryg. Michał Borowy. - Dowódca był zdziwiony, mówił, że przecież w każdej chwili możemy tą osobę odnaleźć. Powiedzieli, że takie mają polecenie od dyspozytora. I odjechali. Poinformowaliśmy o tym naszych przełożonych wyższego szczebla komendy wojewódzkiej.

- My, jako siła ochrony przeciwpożarowej, a ratownicy medyczni rozmijamy się w procedurach i sposobie postępowania. Oczywiste, że nasze procedury są inne, bo jesteśmy innymi służbami, aczkolwiek w pewnych aspektach powinny być spójne. Tutaj nie do końca to zadziałało - dodaje M. Borowy.

Co na to dyspozytornia? - Nie wiem, dlaczego karetka wróciła – mówi Andrzej Szmit, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie. Dodaje, że karetka była rzepińska, a o powody jest zawrócenia znad jeziora sugeruje szukać w Słubicach.

- Nie rozumiem dlaczego dyspozytor odsyła do nas, skoro decyzja o odwołaniu karetki była wydana przez dyspozytornię w Gorzowie - denerwuje się Łukasz Kaczmarek, prezes słubickiego szpitala. - Nasi ratownicy i tak zostali dłużej, niż mówią przepisy. Dochowaliśmy wszelkich procedur, wszystko można sprawdzić na nagranych połączeniach telefonicznych. Absolutnie nie było z naszej strony żadnego uchybienia.

W ustawie o ratownictwie medycznym jest opisane, do jakich przypadków wzywana jest karetka, bardziej fachowo brzmi to : "do realnego zagrożenia zdrowia i życia ludzi". Na przykład: pogotowie nie wyjeżdża do pożarów budynków mieszkalnych, gdzie kiedyś było wysyłane prewencyjnie, bo w budynku mogą znajdować się ludzie. Teraz, dopóki nie ma poszkodowanego karetka nie wyjeżdża. To jest jeden z aspektów wynikający z przepisów. W opisywanym przypadku był poszkodowany, bo tak wynika z relacji świadków, którzy wyraźnie powiedzieli, że wpadł do wody i nie wypłynął.

Do wypadku doszło w poniedziałek, 20 maja, na ul. Olimpijskiej w Drzonkowie. Quad uderzył w ogrodzenie posesji. Jedna osoba została ranna.Kierująca quadem jechała ul. Olimpijską. Ciągnęła przyczepkę. Miała też pasażerkę. W pewnym momencie kierująca wpadła w poślizg i uderzyła w ogrodzenie posesji. Na miejsce przyjechała karetka pogotowia ratunkowego oraz policja.Kierującej quadem nic się nie stało. – Do szpitala została przewieziona pasażerka. Doznała urazu ręki – mówi podinsp. Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka zielonogórskiej policji.Zobacz wideo: Jak udzielać pierwszej pomocy ofiarom wypadków

Wypadek. Dwie kobiety rozbiły się na quadzie w Zielonej Górz...

Zobacz wideo: Jak udzielać pierwszej pomocy ofiarom wypadków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Strażacy poszukiwali chłopca w jeziorze, a karetka odjechała przed zakończeniem akcji do bazy - Gazeta Lubuska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska