"Zadzwoniłam na straż miejską i oni nie zamierzają nic zrobić, każą czekać. Straż pożarna nie przyjedzie, jeśli nie ma zlecenia od straży miejskiej. Animalsi wysyłają do schroniska, a schronisko dopiero od jutra. Zadzwoniłam do centrum kryzysowego, a oni nie zajmują się zwierzętami. Już nie mam pomysłu jak go ściągnąć. Pomóżcie" - opisywała w niedzielne popołudnie bydgoszczanka, która zwróciła się do internautów o pomoc w zdjęciu kota z drzewa.
Postanowiliśmy zadzwonić na numer alarmowy do Straż Miejskiej w Bydgoszczy, której temat kota siedzacego na sośnie na wysokości ul. Kalinowej był znany.
- To nie my decydujemy, czy straż pożarna pojedzie na tego typu interwencję, ale dyżurny straży pożarnej, który wysyła daną jednostkę wraz ze sprzętem. My jako straż miejska nie dysponujemy sprzętem, aby wejść na drzewo i ściągnąć kota, dlatego mimo najlepszych chęci nie jesteśmy w stanie pomóc w takiej sytuacji. Ponadto, straż miejska nie ma żadnych uprawnień co do tego, by zlecać strażakom jakiekolwiek interwencje. Chcę też dodać, że to nie dyżurny straży miejskiej, ale straży pożarnej zalecił tej pani, by poczekała aż kot sam zejdzie z drzewa - usłyszeliśmy pod numerem alarmowym straży miejskiej.
Okazało się, że nasza interwencja była zbędna. Kotu nic nie było, siedział na gałęzi. Podczas, gdy próbowaliśmy go z drzewa zdjąć, kot uciekał na inne gałęzie i ostatecznie z drzewa zszedł sam i uciekł do lasu.
Zadzwoniliśmy więc do stanowiska dowodzenia KM PSP z prośbą o interwencję.
- Otrzymaliśmy sporo telefonów w tej sprawie, choć nieco nas zmyliły, bo część zgłoszeń było z Maciaszka, inne z Kalinowej. Ale jesteśmy już na miejscu, czekamy na specjalną drabinę mechaniczną, ponieważ ze zwykłej dostawnej drabiny nie jesteśmy w stanie kota dosięgnąć. Zaplątał się w konarze drzewa - poinformował nas oficer dyżurny straży pożarnej.
Po godzinie 15.30 akcja strażaków jeszcze trwała.
O godzinie 15.59 oficer dyżurny straży pożarnej potwierdził, że kota nie ma już na drzewie... - Okazało się, że nasza interwencja była zbędna. Kotu nic nie było, siedział na gałęzi. Podczas, gdy próbowaliśmy go z drzewa zdjąć, kot uciekał na inne gałęzie i ostatecznie z drzewa zszedł sam i uciekł do lasu. Takie sytuacje potwierdzają tylko, że dla kota drzewa to naturalne środowisko - powiedział nam oficer dyżurny.
Bydgoszczanka, która nagłośniła na Facebooku sprawę kota siedzącego trzy doby na drzewie, komentuje, że przebieg finału akcji był nieco inny: "To nieprawda, że sam zszedł. Wyleciał z rąk Strażaka i spadł na ziemię z wysokości czubka sosny. Potem uciekł. Pewno był mega przestraszony. Będę go szukać, bo teraz gdzieś się ukrył i zawiozę do kliniki na wszelki wypadek, by sprawdzić czy nie ma obrażeń wewnętrznych". Bydgoszczanka podkreśla jednak, że strażacy biorący udział w akcji byli bardzo pomocni i życzliwi, za co jest im wdzięczna, iż zrobili wszystko, by uratować kota.
- Strażacy świetnie się spisali, naprawdę bardzo się starali, nie poddali się nawet, gdy kot wszedł wyżej. Brawa dla nich - komentuje bydgoszczanka pod postem z naszym artykułem.
Na Nakielskiej w Bydgoszczy zapłonął samochód, którym podróż...
Zobacz wideo: Program 300 plus - jak otrzymać wsparcie finansowe?