- Akcje ratownicze, które najbardziej zapadły panu w pamięci to...
- Wypadek samochodowy, w którym zginęły trzy osoby. Jedną z nich reanimowałem. Był to straszy mężczyzna. Za moimi plecami stała jego żona i płakała. Niestety, nie udało się. Nigdy tego nie zapomnę. Zdarza się, że czasami myślę o tym człowieku.
Przeczytaj także:Strażacy - ochotnicy z Wąbrzeźna to druhowie na piątkę
Druga akcja, jaką doskonale pamiętam to zabezpieczenie okna, z którego chciała wyskoczyć młoda dziewczyna. Zdążyliśmy. Długo zastanawiałem się dlaczego chciała sobie odebrać życie, tak siebie skrzywdzić... Gdy ratuję ludzi staram się robić wszystko co w mojej mocy, aby zdążyć z pomocą. Emocje przychodzą później.
- Co wtedy pan myśli?
- Pojawiają się pytania: czy mogłem zrobić jeszcze więcej? Czy postępowałem zgodnie z procedurami? Zwykle odpowiedź jest jedna: "tak". Gdyby była inna, chyba nie mógłbym wykonywać tego zawodu.
- Jak się zaczęła pana przygoda ze strażą pożarną?
- Szczerze? Dowiedziałem się, że będąc strażakiem łatwiej zdobyć prawo jazdy. Dlatego wstąpiłem do Ochotniczej Straży Pożarnej w Łasinie, skąd pochodzę. Z czasem, gdy jako ochotnik jeździłem na akcje, zapaliła mi się "czerwona lampka", że to jest to, co chciałbym robić w życiu. I tak od sześciu lat jestem zawodowym strażakiem. Pracuję w jednostce na osiedlu Rządz w Grudziądzu.
- Ma pan zaufanie do swoich kolegów ze zmiany?
- Żeby je mieć, trzeba ze sobą popracować kilka lat i dobrze się poznać. W tej chwili już wiem, że możemy być siebie pewni.
- Zawód strażaka wiąże się z ryzykiem. Co na to rodzina?
- Bardzo mnie wspiera. Choć, nie ukrywam, że żona często powtarza mi, żebym był ostrożny. Mam także wspaniałych sąsiadów, na których zawsze mogę liczyć. Gdy muszę jechać na akcje, a żony nie ma w domu, opiekują się naszą córeczką.
- Gdy zawyje syrena?
- Jestem zawsze gotowy, by nieść pomoc. Strażakiem jest się przez całą dobę, 365 dni w roku.
- Jak pan odreagowuje po służbie?
- Najchętniej wolny czas spędzam z rodziną i znajomymi.
Czytaj e-wydanie »